Być może Lenina wyrzeźbiono gdzieś w krajach byłego ZSRR, ale i to mało prawdopodobne. Przez ostatnie kilkadziesiąt lat Włodzimierza Ilijcza raczej demontowano, niż odsłaniano. Acz oczywiście są i takie kraje za naszą wschodnią granicą, gdzie Leniny stoją sobie spokojnie, a imię słynnego bolszewika noszą główne place i ulice miast.
Jednak w Europie Lenina dotychczas raczej nie czczono. Oczywiście, może być tak, że pomnik w niemieckim miasteczku jest jedynie mało istotnym odpryskiem wolności słowa, acz warto zwrócić uwagę, że owa wolność jest na Zachodzie coraz bardzie reglamentowana i są poglądy, które głosić trzeba, oraz takie, których absolutnie głosić nie wypada. Lenin na cokole pokazuje, że wódz rewolucji awansował do tej pierwszej grupy.
Cóż, bardzo mnie to martwi. Osobiście. Przez lata byłem dość jednoznacznym euroentuzjastą. Uważałem, że z Zachodu przychodzą do nas oczywiście nie tylko rzeczy i zjawiska pozytywne, ale te dobre zdecydowanie górują nad negatywnymi. Szczerze mówiąc, teraz zaczynam w to wątpić. To nie znaczy, że będę teraz wzywał do opuszczenia Unii Europejskiej, ale narasta we mnie smutne przekonanie, że świat wartości Europejczyków z Zachodu i stąd, czyli Polski, Litwy czy Rumunii, zaczyna się coraz bardziej rozjeżdżać. Europa z pomnikami Lenina po prostu nie będzie już moją Europą.