Mirosław Skowron

i

Autor: archiwum se.pl

Mirosław Skowron: I tak wszyscy umrzemy...

2013-01-07 3:00

Nieodżałowany kabaret Potem śpiewał: "Bo ja mam w życiu cel - tak pancerną kasę napchać, żeby się kulała"... Dziś musi to być hymn Ministerstwa Zdrowia.

Ile razy słyszeli państwo informację, że kogoś nie przyjęto do szpitala, bo skończyły się pieniądze? Ile razy, że nawet niezbyt duże kwoty mogły uratować komuś życie? Że z oszczędności nie wysłano gdzieś karetki? Wiele razy? Poczytacie państwo zapewne jeszcze nieraz.

W dzisiejszym "Super Expressie" na stronie 3 informujemy, że NFZ udało się zaoszczędzić niemal 2 miliardy (dokładnie 1,79 mld zł) na ustawie refundacyjnej.

Stał się cud i służba zdrowia stała się nagle efektywna? Oczywiście nie. Po prostu ustawa refundacyjna zapowiadana przez rząd PO jako wielkie dobro dla pacjentów, pozwoliła złupić tychże pacjentów na około 650 mln zł, wyciągając z kieszeni potrzebujących chorych znacznie więcej niż w poprzednich latach. Co zrobić z tymi pieniędzmi? Niemal oczywiste wydaje się, że skoro to Ministerstwo Zdrowia, to powinny pojawić się tam, gdzie mogą uratować czyjeś życie i zdrowie.

Otóż według ministrów zdrowia Bartosza Arłukowicza i Sławomira Neumanna niekoniecznie. Uznali, że lepiej pójść tropem nieautoryzowanych myśli minister Joanny Muchy (nie ma sensu operować ludzi starszych, którzy i tak chodzą do lekarza dla rozrywki itd.). Ministrowie uznali, że lepiej te pieniądze odłożyć na bok. I czekać.

Na co obaj panowie czekają? Minister Neumann jest ekonomistą. Może jego chłodny, analityczny umysł uznał, że skoro wszyscy i tak umrzemy, to wszystkie te szpitale i lekarstwa są skandalicznym wyrzucaniem pieniędzy w błoto? Może ministrowie czekają, aż wyjdą na jaw jakieś ich kosztowne błędy i trzeba będzie mieć coś na boku, by gasić jakiś kolejny pożar? Bo chyba nie czekają na kryzys i trudne czasy?! Przecież premier Donald Tusk ogłosił, że nadchodzący rok dzięki rządom Platformy nie będzie taki zły, jak twierdzą pesymiści.

Czyżby ministrowie Arłukowicz i Neumann nie wierzyli albo - aż boję się tak myśleć - podważali kompetencje Donalda Tuska w dziedzinie ekonomii? Czyżby byli krytpo-PiS-owcami? A może wręcz przeciwnie? Zdradzili się, że publicznie premier mówi coś innego, a na posiedzeniach rządu każe ciułać? Nawet rozpaczliwie i gdzie popadnie?