(30-50 proc.) np. na pływalnię czy z tytułu opłat w przedszkolach. Intencja - oczywista - pomóc rodzinom wielodzietnym, w których żyją trzy miliony dzieci. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że fiskus uznał, iż osoby mające zniżki uzyskały "korzyść majątkową" i muszą zapłacić podatek. W tym miejscu na usta cisną się najgorsze słowa. Bo co to za pomoc, za którą trzeba zapłacić?! Interpretacja, jaką przyjęła Izba Skarbowa w Warszawie, pokazuje, że w Polsce nie ma całościowego systemu pomocy społecznej. Z jednej strony mamy Ministerstwo Pracy i samorządy, z drugiej resort finansów. Nie tylko nie ma żadnego współdziałania, ale wręcz toczona jest wojna podjazdowa, w której to oczywiście górą jest minister Rostowski.
Ale działanie skarbówki zdumiewa nie tylko z powodu interpretacji, która tak naprawdę prowadzi do likwidacji tego typu pomocy. Zdumiewające jest również to, z jaką starannością urzędnicy skarbowi prześwietlają "korzyści majątkowe" rodzin wielodzietnych. Szkoda, że z równą starannością nie badają majątków choćby byłych dyrektorów z GDDKiA, którzy jak twierdzi prokuratura, latami ustawiali przetargi.