Sądy są w moim przekonaniu najbardziej zdegenerowaną instytucją naszego państwa. A każdy dzień przynosi nam nowe dowody na ich marność. Wystarczy przypomnieć tylko sąd rodzinny, który odebrał matce dzieci, by oddać je mordercom (dramatyczna historia z Pucka), czy sędziego, który nakazał zatrzymać matkę samotnie wychowującą dzieci, bo kobieta była winna fiskusowi ponad 2 tys. zł (historia z Opola).
Dzisiaj opisujemy tajemnicze zniknięcie Katarzyny W., matki zmarłej Madzi, która przestała się stawiać na komisariacie i na wezwania prokuratury. Choć śledczy potraktowali jej zniknięcie jako ucieczkę i próbę utrudniania śledztwa, sąd wnioskiem o areszt zajmie się dopiero za... dwa tygodnie. Niezrozumiała jest zwłoka katowickiego sądu. Tak samo jak niezrozumiałe jest przewlekłe postępowanie przed polskim wymiarem sprawiedliwości i żenująco niska jakość wyroków i orzeczeń.
Kilka danych. 51 proc. rozpraw rozpoczyna się w naszym kraju z opóźnieniem. W sądach cywilnych w 2010 roku było ok. 915 tys. spraw zaległych z przeszłych lat, a ponad 2,2 tys. spraw trwało ponad 8 lat. Postępowanie o odzyskanie należności przed sądem cywilnym trwa w Polsce... 830 dni! W 2011 r. złożono do Trybunału Praw Człowieka 4,5 tys. skarg na przewlekłość polskich sądów. Wyroki są najczęściej podważanie podczas rozpraw kasacyjnych, a nie wznowieniowych, a ich przyczyną jest niekompetencja sędziów i ich rażące błędy (raport FOR z 2012 r.).
I to ma być wymiar sprawiedliwości? Chyba raczej niesprawiedliwości!