Nie jestem jednak w stanie zrozumieć, dlaczego Ratusz nie zdecydował się na rzeczywiste konsultacje społeczne. Dlaczego nie zasięgnięto opinii spółdzielni i wspólnot? Efekt - kuriozalny projekt wiceprezydenta Kochaniaka, który nawet przez radnych PO został wrzucony do kosza.
Nie jestem też w stanie zrozumieć, w jaki sposób Ratusz wyliczył wysokość opłaty śmieciowej, przypomnijmy: nawet trzy-, pięciokrotnie wyższej niż obecnie. W uzasadnieniu do projektu uchwały rady miasta, pod którym to projektem podpisali się dyrektor Biura Gospodarki Odpadami Komunalnymi i jego zastępczyni, urzędnicy wyliczyli, że roczny koszt funkcjonowania w Warszawie nowego systemu wywozu śmieci wyniesie nawet 620 mln zł.
Coś podejrzanie duża wydała mi się ta kwota, dlatego sięgnąłem do oficjalnych danych GUS. I otóż z danych tych wynika, że w 2010 r. koszt wywozu śmieci w całej Polsce wynosi... ok. 1 mld 400 mln zł. Gdyby poważnie potraktować wyliczenia urzędników warszawskiego Ratusza, wynikałoby z nich, że koszty wywozu śmieci w stolicy stanowią niemal połowę kosztów ogólnopolskich. Wystarczy odrobina zdrowego rozsądku, by dojść do przekonania, że to niemożliwe.
Ustawa śmieciowa miała uporządkować gospodarkę odpadami. Niestety, wprowadziła jedynie chaos. Opłaty wzrosną, a mieszkańcy przestaną mieć wpływ na to, jak często pod ich domem ma gościć śmieciarka, bo zdecydują o tym urzędnicy. W prywatnych firmach śmieciowych zarządzaniem odpadami zajmuje się kilka osób. W warszawskim Ratuszu powstanie zapewne wieloosobowy specjalny zespół. Utrzymywany, a jakże, z naszych podatków. Ale rozumiem, że czasy są trudne i jeszcze nie wszyscy działacze warszawskiej Platformy znaleźli zatrudnienie.