"Wysoka marża, a co za tym idzie, kolejny wzrost cen paliw będzie miał negatywny wpływ na gospodarkę. Ceny większości towarów uzależnione są od kosztów transportu, a te z kolei skorelowane są z ceną paliw" - pisze prezydent Rzeszowa Tadeusz Ferenc w liście do prezesa Orlenu i skrupulatnie wylicza, że Orlen zarabia na jednym litrze sprzedanym hurtowo aż 68 groszy. Ferenc krytykuje też Orlen za obniżanie marż w Czechach i Niemczech, a podnoszenie
u nas. Gdyby chciwość koncernu (oj przepraszam, dążenie do maksymalizacji zysków) była mniejsza, to odczulibyśmy to w naszych kieszeniach.
Orlen i branża paliwowa nie stanowią odosobnionego przypadku stosowania wysokich marż. Swego czasu klienci kilku renomowanych biur podróży zorientowali się, że za wycieczkę wykupioną w Polsce muszą zapłacić znacznie więcej niż za taką samą, nabytą w Niemczech. Przedstawiciele biur tłumaczyli wtedy idiotycznie, że to dlatego, iż Polacy... więcej na wycieczkach jedzą i piją niż inne nacje. To oczywisty nonsens. Ta róż-nica wynikała głównie z tego, że marże biur podróży w Polsce wynoszą aż 40 proc., a za naszą zachodnią granicą kilka razy mniej. Podobnych przykładów można by mnożyć. Deweloperzy sprzedają mieszkania - marże 30-50 proc., dilerzy aut - marże 20-30 proc. (w Niemczech tylko 5-10 proc.)...
No cóż, trudno obronić tezę, że główną przyczyną drożyzny są czynniki obiektywne, na które nie ma wpływu. Na wysokość marż przecież jest.