Hubert Biskupski: Kosztowne dreszcze Bieńkowskiej

2014-04-24 4:00

Dlaczego rząd wydaje aż 7 mln zł na produkcję i emisję spotu upamiętniającego 10-lecie wejścia Polski do Unii? Czy rzeczywiście tylko po to, żeby uzmysłowić nam, jak wiele zawdzięczamy członkostwu? Albo, jak nas przekonuje pani rzecznik, w celu promocji unijnych ideałów, bo taki jest rzekomo wymóg Unii? Nie wierzę. I to nie tylko dlatego, że wbrew twierdzeniom Kidawy-Błońskiej takiego wymogu najzwyczajniej nie ma.

Choć w reklamówce nie pojawia się ani jeden polityk rządzącej PO, to w moim przekonaniu jest to reklama rządu. Pierwszy jej przekaz brzmi bowiem - zobaczcie, jak za naszych rządów zmienia się Polska. Zobaczcie te nowe wspaniałe mosty, autostrady i orliki. Zobaczcie te radosne twarze wesołych ludzi. Polska PO to Polska szczęśliwa. A jak jest szczęśliwa, to nie trzeba zmieniać tych, którzy nią rządzą. Drugi przekaz tego kosztownego spotu brzmi - Polska rośnie w siłę, a ludziom żyje się dostatnio, dzięki pieniądzom z Unii. Chcesz, żeby Unia dawała je dalej? Idź na eurowybory i wybierz tych, którzy to zapewnią.

Oczywiście inni w tym spocie mogą dostrzec co innego, ale ja to właśnie widzę. Nie tylko zresztą ja. Twój Ruch, Solidarna Polska oraz PiS złożyły wniosek do Państwowej Komisji Wyborczej o zbadanie tego, czy nie jest to reklama wyborcza i jako taka nie powinna być finansowana ze środków wyborczych PO i podpisana jako materiał komitetu wyborczego PO. PiS to akurat doskonale wie, co robi, bo kilka tygodni temu w podobny sposób próbował sprzedać partyjne reklamówki jako materiały upamiętniające rocznicę katastrofy smoleńskiej.

Zobacz: Hubert Biskupski: Putin mówi Hitlerem

Jedną rzeczą jest udawanie, że materiał promocyjny rządu promuje rzekomo jakąś europejską ideę, a drugą koszt tej promocji. Wyjątkowo wysoki. Całość, wyciągnięta z naszej, podatników, kieszeni, to 7 mln zł. 6 milionów to mają być koszty emisji w różnych mediach, a skromny milion to produkcja. Nie jestem specjalistą od telewizyjnych produkcji, ale zachodzę w głowę, jak to możliwe, że 60 sekund zmontowanych materiałów pochodzących zapewne z archiwum TVP albo WFDiF kosztowało aż milion złotych. 15 tys. zł za jedną sekundę materiału archiwalnego, który budzi dreszcze wicepremier Bieńkowskiej, to jednak spora przesada.

Polub se.pl na Facebooku

Nasi Partnerzy polecają