Nie będę się powoływał na dane fundacji "Maciuś", bo sporo kontrowersji wywołała metodologia przeprowadzonych badań. Przywołam te, które nie powinny budzić wątpliwości. Z danych GUS i badaczy Diagnozy Społecznej 2011 r. wynika, że w Polsce z powodu skrajnego ubóstwa cierpi dwa miliony osób, a kolejne 5 mln zmaga się z ciężkimi warunkami życia.
W rankingu UNICEF-u dotyczącym różnic w poziomie życia dzieci Polska zajęła 21. miejsce na 24 badane państwa OECD. Z tego samego raportu wynika, że aż 22 proc. dzieci stoi przed groźbą życia w nędzy. W 2010 roku dożywiania wymagało 130 tys. dzieci, co daje nam trzecie od końca miejsce w Unii Europejskiej (gorzej jest tylko w Bułgarii i Rumunii).
Powie ktoś, że 130 tys. to nie to samo, co 800 tys. Powiem przekornie, że nie ma to większego znaczenia. Skala ubóstwa jest przerażająca. Ale jeszcze bardziej przerażająca jest próba udawania, że albo nie ma żadnego problemu, albo że jest to tylko problem PO. Naiwnie wierzyłem, że wywołany dość niespodziewanie temat ubóstwa dzieci sprowokuje polityków do przemyśleń i przedstawienia planów, jak walczyć z tym zjawiskiem. Zamiast tego mamy żenujące wypowiedzi i popis bezradności. Zapewne gdyby nie durnowata wypowiedź Stefana Niesiołowskiego, temat dzisiaj już by w mediach nie żył. Bo przecież politycy uważają, że mamy ważniejsze problemy - związki partnerskie i smoleńskie miesięcznice. Dzieci mogą poczekać. Przecież nie głosują!