Zofia Romaszewska udzieliła obszernego wywiadu dla "Dużego formatu", w którym poza polityką znalazło się miejsce również dla romantycznych historii miłosnych. Romaszewska poznała swojego przyszłego męża na Zjeździe Młodzieży Rewolucyjnej. Jednak tam nie jeździło się po miłosne uniesienia. - Zafascynował nas Październik, biegałyśmy z koleżanką po różnych zebraniach, błyskawicznie założyliśmy harcerstwo - opowiada wdowa po Romaszewskim.
Bojowym kobietom z tamtego okresu imponowali równie bohaterscy mężczyźni: Usłyszałam, że jakiś chłopak ze szkoły na Ratuszowej zdjął w klasie portret Rokossowskiego (polski i radziecki dowódca, marszałek Polski i marszałek Związku Radzieckiego - red.). Uznałam, że to niesamowite bohaterstwo i zdobyłam jego numer. Powstał problem, czy dziewczyna do chłopaka może dzwonić... Zofia (wówczas jeszcze Płoska) zdobyła się jednak na odwagę i zadzwoniła. I tak poznała... Józka! Z tej mąki - jak się pewnie domyślacie - chleba nie było. Pojawił się kolejny adorator - nie byle kto, bo arystokrata! To on był główną przeszkodą Romaszewskiego na drodze do serca Zofii. - Ciągle próbował się umawiać, a ja mu ciągle odmawiałam. Miałam innego narzeczonego - wspomina zaloty Romaszewskiego jego żona.
W końcu ów narzeczony wyjechał do Wrocławia, a Romaszewski dostał pole do popisu. - Ze Zbyszkiem umówiłam się dopiero, jak postradałam arystokratycznego. Na początku nie bardzo mi się podobał. Najmniej, że taki chudy. Dziesięć razy odmawiałam, a on zawsze wracał - kontynuuje Romaszewska. Jak widać, legenda opozycji z czasów PRL nie miała łatwo! - Dzwonił wiele razy. Mówiłam: Mogę się spotkać, ale za trzy miesiące. I on za te trzy miesiące dzwonił - czytamy w wywiadzie dla DF.
Romaszewska wspomina, że nawet, gdy zostali już ze Zbigniewem parą, ich związek nabierał rumieńców bardzo powoli. Wspólne wyjazdy, ale osobne noclegi. W końcu do małżeństwa zachęciła ich mama Zofii. To Zbigniew zawsze był tą bardziej zaangażowaną stroną. - Dzisiaj ludzie nie chcą na nic czekać, natychmiast ma się wszystko spełniać. I obie strony muszą być jakoś niezwykle zakochane. A to jest proces, moim zdaniem. Przecież niesłychanie go kochałam, ale to idzie powolutku - kwituje Romaszewska.
Zobacz: Proboszcz atakuje posłankę Petru