Kamila Biedrzycka: Rząd rezygnuje z niektórych obostrzeń: otwiera galerie handlowe, muzea, galerie sztuki, znosi godziny dla seniorów. Słuszny kierunek?
dr Paweł Grzesiowski: Otwarcie handlu czy części placówek kulturalnych to są pozorne zmiany, które nie wpłyną na częstość zakażeń. Wiemy to, bo duże sklepy to nie są miejsca gdzie się zarażamy. Zwykle jesteśmy tam dosyć krótko, szczególnie jeśli restauracje i inne miejsca spotkań są nieczynne. Z punktu widzenia zakażeń to nie jest ryzykowne.
- Przecież w galeriach handlowych Polacy spędzają mnóstwo czasu, często dłużej niż trwa zjedzenie posiłku w restauracji. Czym się różni otwarcie wielkich galerii od otwarcia restauracji?
- Galeria handlowa to zespół sklepów. Ludzie co prawda przechadzają się po wielkich i dobrze wentylowanych korytarzach, ale tych spotkań bezpośrednio twarzą w twarz jest niewiele. Poza tym przez cały czas mają maseczki, co – z oczywistych względów – nie ma miejsca w restauracjach. Tam jemy, pijemy, rozmawiamy i osoby, które siedzą przy stoliku mają wielką szansę przenieść na siebie koronawirusa. Oczywiście można wyobrazić sobie organizację restauracji w taki sposób, że przy stoliku siedzą tylko osoby, które na co dzień ze sobą przebywają, są przesłony – to jest możliwe. Ja nie powiedziałem, że restauracje muszą być zamknięte. Ale ryzyko przeniesienia wirusa podczas przechadzania się po galerii handlowej niż podczas siedzenia przy stoliku i wspólnego jedzenia jest dużo mniejsze.
- Czyli dopuściłby pan otwarcie restauracji?
- Tak samo można myśleć o otwarciu miejsc uprawiania sportu: hal, boisk, basenów, siłowni. Ale pod warunkiem ścisłego i realnego przestrzegania zasad bezpieczeństwa. To jest do zrobienia, tylko po pierwsze trzeba to dobrze przygotować, a po drugie – nadzorować. Według mnie da się to zrealizować, tylko wymaga dużo staranności.
- Doradca premiera, prof. Horban, powiedział, że latem rząd celowo luzował obostrzenia, żeby Polacy szybciej zarażali się koronawirusem i że cały czas tak robią, bo to normalna metoda postępowania przy infekcjach przenoszonych drogą oddechową. Coś pan z tego rozumie?
- To bardzo ciężko komentować. Myślę, że pan profesor jest już bardzo zmęczony i chyba nie powinien tak często wypowiadać się w mediach. To co powiedział nie jest racjonalne. Bo gdyby rzeczywiście tak było, że jest jakiś ukryty, pseudo szwedzki plan, gdzie zaraża się ludzi w sposób kontrolowany lub nie, to byłoby to głęboko nieetyczne. Może to był jakiś skrót myślowy albo żart, z których pan profesor jest znany. Gdyby jednak to zinterpretować na poważnie, to mielibyśmy naprawdę bardzo poważny problem prawny, bo państwo jest zobowiązane do ochrony ludzi przed zakażeniami i zwalczania chorób epidemicznych. Jeśli więc ktoś specjalnie naraża ludzi na zakażenia, to po prostu popełnia przestępstwo. To byłoby tragiczne.
- Od wybuchu epidemii, także w Polsce, zaraz mija rok. Co po tym czasie najbardziej pana niepokoi? Liczba zakażeń? Zgonów? Słabe tempo szczepień?
- Minął rok i wirus nie zniknął, nie przestał być groźny, nie złagodniał. Nie tylko nie złagodniał, ale wręcz mutuje w mniej bezpiecznym kierunku. Jest bardziej zakaźny i może bardziej wymykać się naszej odporności. Największym problemem są w tej chwili właśnie mutacje. Jej kierunki są nieprzewidywalne, dlatego bardzo mocno musimy przyspieszyć program szczepień.