Przemysław Czarnek udzielił wywiadu Jakubowi Szczepańskiemu z portalu Interia.pl. Już na początku przyznał, że tak naprawdę wcale nie garnął się do Sejmu w ubiegłorocznych wyborach i wolał pozostać na stanowisku wojewody lubelskiego, które piastował od 2015 roku. - Z różnych powodów, także ze względu na mój 10. wynik wśród kandydatów PiS w Polsce, kierownictwo partii stwierdziło, że mam się bardziej angażować w sprawy sejmowe. A u nas gra się zespołowo. Jeśli szefostwo chciało mnie wykorzystać na szczeblu sejmowym, trzeba było się zdecydować - zdradził.
Zobacz: Była z Kaczyńskim bardzo blisko. Teraz mówi o jego wakacjach. Gorzkie słowa
Poseł bywa porównywany do obecnego europarlamentarzysty Dominika Tarczyńskiego, który słynął z mocnych, często kontrowersyjnych wypowiedzi. - Bardzo lubię Dominika Tarczyńskiego, ale nie jestem niczyim następcą. Przekonania to raczej zaleta niż wada. Zawsze ceniłem sobie ludzi prostych. Lubię tych, którzy mówią, o co im chodzi. Na pewno w fundamentalnych sprawach nie ma kompromisów. Nie używam mocnego tylko prawdziwego języka: słów ze słownika, Katechizmu Kościoła Katolickiego czy Pisma Świętego, które nie są i nie mogą być uważane za wulgarne. Jeśli coś nie mieści się w ramach poprawności politycznej, to tym gorzej dla tej poprawności - odpowiedział Czarnek.
Polecany artykuł:
Gdy redaktor zauważył, że w czasie pracy w parlamencie Czarnek powiększył swoje oszczędności o raptem 20 tys. zł (według oświadczenia majątkowego), ten odpowiedział, że czuje się akurat bardzo bogatym człowiekiem, po czym skromnie wytłumaczył, że ma "żonę, wspaniałe dzieci, dach nad głową i zdolność spłacania kredytu za ten dach. - Niczego więcej mi nie potrzeba - dodał. Przy tej okazji padło pytanie o żonę wiceministra Adama Andruszkiewicza (jak się okazało zatrudnioną w Fundacji Agencji Rozwoju Przemysłu) oraz byłego posła PiS, Łukasza Zbonikowskiego, który pracuje w spółce podległej PGZ. Wówczas Czarnek postanowił nie gryźć się w język i odpowiedział bardzo stanowczo:
Bez względu na to, ile obecnie zarabiają posłowie, nie podoba mi się obsadzanie żon i najbliższych krewnych polityków w spółkach Skarbu Państwa. Są oczywiście sytuacje wyjątkowe, gdzie małżonki działaczy od lat pracują w takich firmach, mają kompetencje. Nie wiem, jak było w tym przypadku, dlatego nie oceniam konkretnych sytuacji. Kiedy jednak czytam i słyszę o politycznym nepotyzmie, uważam to za skandal. To coś, co nie powinno mieć miejsca. Szkodzi partii, reformom i naszej misji. Wielu polityków PiS tak uważa. Każdy, kto zostaje posłem, wie, ile zarabiają parlamentarzyści
- Z żoną jesteśmy razem od 20 lat i do głowy by mi nie przyszło, żeby sytuować ją w jakimkolwiek miejscu związanym z administracją rządową lub spółkami skarbu państwa. To byłoby nieodpowiedzialne działanie - dodał jeszcze na koniec poseł Czarnek.
Jak na takie słowa zareagują partyjni koledzy i Jarosław Kaczyński? Śmiemy domyślać się, że nie będą zachwyceni...