- Czy kwestia zabezpieczenia - albo jak twierdzi wielu, jego braku - przez BOR lotniska mogła mieć wpływ na katastrofę?
- Nie ma prostej odpowiedzi na to pytanie. Trzeba oddzielić, za które elementy odpowiadał BOR, a za które siły powietrzne. Na dzień dzisiejszy wiemy jedno - to jak wyglądała organizacja wizyty prezydenckiej delegacji 10 kwietnia było dalekie od ideału. Co warto podkreślić, nigdy w Polsce te procedury nie były odpowiednio zapisane i przestrzegane. Dopiero teraz BBN i siły powietrzne postanowiły je zmodyfikować. Dziwne jest, że zignorowano organizację lotniska rezerwowego, bo już teraz wiemy, że BOR zupełnie nie był gotowy na wariant inny niż lądowanie w Smoleńsku.
- A czy był gotowy na lądowanie w Smoleńsku? Przecież w momencie podejścia do lądowania prezydenckiego samolotu żaden funkcjonariusz BOR nie znajdował się na lotnisku, a wcześniej nie zostało przeprowadzone jego rozpoznanie.
- I to musi stać się przedmiotem wyjaśnień prokuratury. Musi ona znaleźć odpowiedź na pytanie, czy było możliwe lepsze zabezpieczenie lotniska Siewiernyj, czy też nie. A jeżeli nie, to czy w ogóle ta wizyta powinna się odbyć. Do tej pory usłyszeliśmy tylko stanowisko BOR-u, teraz kolej na głębsze rozpoznanie tej sprawy.
- Stanowisko BOR-u brzmi, że wszystko było w porządku.
- BOR ma prawo do takiego stanowiska, bo istnieje możliwość, że na papierze wszystko zostało dobrze zaplanowane. I dopiero w fazie realizacji doszło do serii zgrzytów wielu elementów, bo nie uwzględniono możliwości alternatywnego przebiegu wydarzeń. Np. obecność BOR-owców na lotnisku mogła być wcześniej ustalona ze stroną rosyjską. I dopiero w momencie wylotu samolotu z Warszawy okazało się, że Rosjanie nie chcieli wpuścić funkcjonariusza BOR na lotnisko. To są jednak tylko moje przypuszczenia. Bo skoro nie było żadnych przeciwwskazań, by znalazł się tam tłum dziennikarzy, dlaczego zabrakło BOR-owców? Te liczne niejasności wokół działań Biura Ochrony Rządu 10 kwietnia musi wyjaśnić prokuratura.
- Tak więc trwa śledztwo w sprawie działań BOR-u, a generał Janicki cieszy się z odznaczeń państwowych i awansu na generała dywizji.
- To dla mnie wyjątkowa niezręczność względem rodzin ofiar. Trzeba było z takimi decyzjami poczekać, aż wszystko będzie do końca wyjaśnione.
- A może generał Janicki powinien od razu zostać zdjęty ze stanowiska? Przypomnę, że w 1997 roku zdymisjonowany został gen. Gawor, ówczesny szef BOR po tym, jak w Paryżu obrzucano jajkami parę prezydencką. Teraz mamy do czynienia z zupełnie inną sytuacją, a generał Janicki wciąż trwa na stanowisku.
- Trzeba pamiętać o atmosferze, jaka panowała zaraz po katastrofie. Gdyby rząd zwolnił wówczas kogokolwiek, to ta osoba zostałaby od razu obarczona przez media i społeczeństwo winą za całą katastrofę. Tymczasem elementów, które nie zafunkcjonowały było znacznie więcej.
Gromosław Czempiński
Generał w stanie spoczynku, b. szef UOP