Tak emocjonalnie zareagował szef resortu sprawiedliwości na oskarżenia o niezgodne z przepisami pozyskanie materiałów ze śledztwa w sprawie Amber Gold. Czy zrobił to zgodnie z regulaminem, czy nie - zdania prawników są podzielone. Piszemy o tym obok. W dwóch sprawach wypada się jednak zgodzić z Gowinem. Po pierwsze, że bez przejrzenia tych materiałów nie może sprawować nadzoru nad tą sprawą w szczególności i wymiarem sprawiedliwości, ujmując rzecz ogólnie. I że postąpił zgodnie z duchem sprawy i co ważniejsze - zgodnie z oczekiwaniami Polaków. Po drugie, co wynika z pierwszego: że Polacy mają prawo żyć w państwie, gdzie wymiar sprawiedliwości stoi na straży interesów obywateli, a nie na straży interesów sitwy tworzonej przez część środowisk prawniczych. A niech tam, powiem to. Wreszcie jakiś minister z jajami. To znaczy taki, który zerwał z myśleniem typu: jeżeli jakiś przepis jest niekorzystny dla obywatela, to tym gorzej dla obywatela. Przepis jest przepis. Gowin zaś stara się nam powiedzieć, że jeśli jakiś paragraf działa na niekorzyść obywatela, tym gorzej dla paragrafu. Prościej rzecz ujmując - minister uważa, że nie wolno mu się chować za złe prawo.
Gowin wprawdzie przeprosił za sposób, w jaki sformułował swoją emocjonalną wypowiedź, ale dodał, że jej sensu by nie zmienił. A z tego sensu wynika coś o wiele groźniejszego niż przekroczenie przez ministra regulaminu dostępu do materiałów śledztwa. Minister wyraźnie poinformował Polaków, że obecny wymiar sprawiedliwości nie stoi na straży ich interesów, tylko sitwy, jak nazwał część środowisk prawniczych. Dlatego na koniec tylko jedno pytanie: czy Gowin poradzi sobie z tą sitwą, czy raczej ona z Gowinem?