"Super Express": - Sobotnie konwencje PO i PiS to była twarda licytacja na to, która partia lepiej zrobi wyborcom. I chyba PO tę licytację wygrała...
Prof. Stanisław Gomułka: - Rzeczywiście, można było mieć takie wrażenie po wystąpieniu premier Kopacz. Z jednej strony zapowiedziała likwidację składek na ZUS i NFZ przy jednoczesnym "ujednoliceniu" podatku PIT na poziomie 10 proc.
- Zapachniało podatkiem liniowym, co przy likwidacji składek emerytalnych i zdrowotnych byłoby pomysłem z kosmosu.
- Właśnie. Dopiero wieczorem głos zabrał minister Szczurek, który doprecyzował, że chodzi o wprowadzenie progresji podatkowej, a te 10 proc. PIT dotyczyłoby osób najgorzej zarabiających.
- Nawet przy tych subtelnościach wydaje się panu, że dałoby się zrównoważyć budżet?
- Nawet Janusz Lewandowski przyznał, że nie całkiem, bo mówił, że ta propozycja miałaby kosztować budżet 10 mld zł rocznie. I to przy założeniu, że propozycje PO miałyby przyczynić się do zmniejszenia szarej strefy i praktycznie wyeliminować umowy śmieciowe, a więc spowodować zwiększenie wpływów do budżetu.
- Takie założenie brzmi trochę jak myślenie życzeniowe.
- Dokładnie. Zakłada się zwiększenie dochodów z tych dwóch tytułów, ale nie bardzo wiemy, w jaki sposób ta szara strefa ma być zmniejszona w jakiś znaczący sposób. Nie wykluczam, że konsolidacja podatków - połączenie PIT, składki zdrowotnej i emerytalnej - ma jakiś sens. Może to przynieść oszczędności administracyjne, chociaż politycy Platformy nie podali informacji, ile pieniędzy można by zaoszczędzić dzięki samej reorganizacji. Nie mówi się też o stratach wynikających z pomysłów PO. Przecież nie bez powodu od lat utrzymywano separację PIT i składek.
- No właśnie. Przecież nie trzeba być wybitnym ekonomistą, aby zrozumieć, że skoro system emerytalny i służby zdrowia niedomaga przy odprowadzaniu na nie osobnych składek, to konsolidacja podatków przyczyni się raczej do pogłębienia problemów.
- W wystąpieniach polityków PO zabrakło dokładnej informacji - kluczowej w tej sprawie - jak ma wyglądać progresja podatkowa, jakie będą progi podatkowe. Bez tego trudno wyliczyć, jakie mogłyby być wpływy do budżetu z tytułu tych podatków, i sprawdzić, w jakim stopniu pokryją one likwidację składek emerytalnych i zdrowotnych. Nie wiadomo też, czy poczynione założenia dotyczące wspomnianego zmniejszenia się szarej strefy są realistyczne, czy nie. Nie wiemy, o ile ma się ona zmniejszyć, jakie będą z tego tytułu wpływy do budżetu. Jest wiele znaków zapytania. Pewnie gdybyśmy te wszystkie niewiadome znali, można by na ten temat dyskutować.
- Ja odnoszę wrażenie, że działania PO - jeśli wejdą w życie - przyczynią się raczej do rozmontowania systemu emerytalnego i służby zdrowia, bo staną się one jeszcze bardziej niedofinansowane niż obecnie.
- Taki efekt może się pojawić, gdy nie będzie dodatkowych wpływów do budżetu. Jeśli ich nie będzie, zawsze można zwiększyć proponowane stawki podatku PIT, żeby zbilansować budżet. Cały problem polega na tym, że są propozycje bardzo poważnych zmian, opartych na założeniach, co do których nie ma pewności. Jest ryzyko, że te prognozy będą podlegały dużej korekcie. O tych niepewnościach i ryzykach należało wspomnieć. W każdym opracowaniu eksperckim byłaby o tym mowa.
- Dużo mówimy o propozycjach PO, bo to duża nowość. Ale co z sobotnimi propozycjami PiS? Jest co komentować, skoro głównie chodzi o to, co mówił prezydent Duda w kampanii prezydenckiej i Beata Szydło już po niej?
- Proszę zwrócić uwagę, że w wystąpieniu pani Szydło zabrakło dwóch sztandarowych do tej pory postulatów PiS, wyrażanych głównie przez pana prezydenta - zmniejszenia wieku emerytalnego i zwiększenia kwoty wolnej od podatku.
- Czyli PiS się trochę zracjonalizował?
- Właśnie. Przemilczenie tych dwóch spraw oznacza znaczną korektę w tych populistycznych propozycjach środowiska PiS z kampanii prezydenckiej i częściowo w kampanii parlamentarnej. To, co do tej pory proponował PiS, było receptą na kryzys finansów publicznych. Nadal jednak jest problem, jak sfinansować pozostałe pomysły. Co prawda pani Szydło mówiła o nowych podatkach, ale przyniosą one wpływy dużo niższe od planowanych wydatków. Kierownictwo PiS ma jeszcze sporo do zrobienia, żeby urealnić swój program. Nie jest wykluczone, że jeśli Beata Szydło będzie na jesieni tworzyć rząd, czekają nas jeszcze inne niespodzianki.
- Czyli kampania sobie, rządzenie sobie?
- Otóż to. Politycy niemal wprost przyznają, że mają dwa programy - jeden na okres kampanii, drugi na okres rządzenia. Może i trzeba się cieszyć, że to rozgraniczają i są świadomi ograniczeń realnej władzy. Miejmy nadzieję, że tak pozostanie.
Zobacz także: Wojna na konwencje PO i PiS. Co obiecały Beata Szydło i Ewa Kopacz? Zapis relacji na żywo.