„Super Express”: – „Trzeba rozliczać te przestępstwa i grzechy, których jesteśmy świadkami” - mówi prymas Polski Wojciech Polak odnosząc się do głośnej sprawy ks. Dymera. Zapytam wprost: wierzy pan w szczerość intencji prymasa Polaka?
Prof. Stanisław Obirek: – Z równie wielką przykrością, co stanowczością, muszę odpowiedzieć: nie. Ciężko wierzyć w intencje człowieka, który składa deklaracje tylko w momencie, gdy jest przyciśnięty do muru. Nie dajmy się zwieść. Prymas wiedział o bezkarności ks. Dymera, a teraz stawia się w wygodnej roli bezradnego „świadka” tych „przestępstw i grzechów”. To zresztą nie pierwszy raz, gdy biskupi obiecują dogłębne w zmiany wyniku ujawnionych przez media afer seksualnych. I choć można żałować, że to nie głosy ofiar są motorem do takich deklaracji, to i tak nic to nie zmienia. Wracając do prymasa Polaka, to wystawił on sobie także laurkę bardzo słabego lidera, który rzekomo nie ma pojęcia, co się dzieje w podległych mu strukturach. I jak ktoś taki może być wiarygodny?
– Doniesienia ofiar w sprawie Dymera są jednak wyjątkowo dotkliwym ciosem dla Kościoła. Mamy tu do czynienia z systemowym ukrywaniem przestępczej działalności, w której oprawcy – zamiast wymierzyć karę – nadaje się ważne stanowiska, bo był „dobry w interesach”. Czy nie możemy mieć nadziei, że jest to moment, w którym Kościół wreszcie weźmie się za transparentne rozliczanie swoich grzechów?
– Po raz kolejny muszę powiedzieć zdecydowane „nie”. Spójrzmy, że dokładnie w tym samym czasie, kiedy „Więź” publikuje głos kolejnej ofiary, „Nasz dziennik” publikuje obrzydliwy tekst pana Sebastiana Karczewskiego, mówiącego, że kolejne enuncjacje medialne są niczym innym jak linczem i szkalowaniem kościoła. Że ofiary dające świadectwo grzechu w Kościele, tak naprawdę wyrządzają krzywdę swemu oprawcy i lepiej by było, gdyby siedzieli cicho.
– No dobrze, ale to tylko media ojca Rydzyka, który przecież nie jest głową polskiego Kościoła.
– Niestety, głos o. Rydzyka to odbicie podejścia hierarchów polskiego Kościoła i jednocześnie przedstawicieli polskiego państwa. Zobaczmy tylko na prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobrę, doskonale bawiącego się na 29. urodzinach Radia Maryja. Przecież na tej samej imprezie Rydzyk zaciekle bronił duchownych, którym udowodniono tuszowanie molestowania seksualnego. Prawda jest taka, że dopóki ze strony episkopatu nie będzie jednoznacznego potępienia tego, co dzieje się w tzw. „mediach katolickich” – czyli odmawiania wiarygodności ofiarom, demonizowanie ich i bronienie przestępców – nic się nie zmieni. Kościół będzie musiał gasić kolejne pożary wywołane przez dociekliwych dziennikarzy, jednocześnie tracąc resztki szacunku, wiarygodności i wpływów w społeczeństwie. A przecież wiemy, że hierarchowie potępiać umieją i robią to chętnie. Tylko nie wtedy, gdy grzech siedzi w nich samych.
– Może biskupi obawiają się tej prawdy dlatego, że uderzy ona w kult Jana Pawła II, największego „kapitału” polskiego kościoła? Kard. Dziwisz w listopadzie postulował o utworzenie komisji ds. zbadania zagadnień poruszanych w „Don Stanislao”, ale od tamtej pory komisji ani widu, ani słychu...
– Takie śledztwa niewątpliwie wystawiłyby na szwank wizerunek „kustosza pamięci po Janie Pawle II”, jaki starał się nadać sobie Dziwisz. Zamiast tego stał się twarzą Kościoła krętackiego, kłamliwego i opornego wobec rozliczeń. Przypomnijmy, że Dziwisz przecież był już bohaterem książki Sodoma Frederica Martela, który przy okazji emisji reportażu „Don Stanislao”, oskarżył Dziwisza o kłamstwo. Jednak „szara eminencja Watykanu” do tej pory o zniesławienie go nie pozwała...
– Może zatem kolejnym Polakiem zasługującym na kanonizację będzie duchowny gotowy rozliczyć Kościół z własnymi grzechami?
– Ależ już są księża i zakonnicy od wielu lat starający się wnieść nową jakość do życia Kościoła. Są to choćby dominikanin o. Paweł Gużyński, czy ksiądz Alfred Wierzbicki z KUL-u nieustannie piętnujący omawiane przez nas zaniedbania, zarówno w Kościele, jak i w świeckim systemie sądowniczym. Polscy duchowni mają też wzory postępowania z całego świata. Niech to będzie o. Thomas Doyle, który stawał po stronie ofiar amerykańskiego Kościoła od początku lat 80. On pierwszy nagłośnił systemowe przenoszenie księży pedofilów w USA z parafii do parafii. Czym dla niego się to skończyło? Był znienawidzony przez swoich biskupów. Nie wiem zatem, jak wiele taki samotny wojownik zdziała w Kościele. Na pewno wielu duchownych boi się stawania po stronie prawdy, będąc świadomymi, czym się to może dla nich skończyć. Na chwilę obecną widać, że nacisk mediów i wiernych to najpewniejsza droga do zmiany, bo przynajmniej przyzwyczaja do tego, że Kościół nie może być wyłączony z ponoszenia odpowiedzialności za przestępstwa.
– Część wiernych chce wywoływać presję na Kościele dokonywaniem apostazji. Czy to już jest jedyna droga, by skutecznie zamanifestować swój sprzeciw przeciwko temu, co się dzieje w Kościele?
– Apostaci są jednak ruchem dość marginalnym. W zniechęcaniu do dokonywania apostazji pomagają księża, którzy utrudniają jak mogą przebieg procesu wyjścia ze wspólnoty. Choć są oni wyraźnym sygnałem dla Kościoła, że trzeba coś zmienić, nie sądzę, by rozwiązali oni jego problemy. Prawdziwa zmiana musi wyjść z samego Kościoła, z jego wysokich szczebli. Czekam kiedy papież Franciszek zacznie naprawdę działać, a nie tylko głosić piękne hasła. Miejmy nadzieję, że niebawem polski Kościół do tego dojrzeje. Inaczej podzieli haniebny los Kościoła irlandzkiego, z którego zostały tylko zgliszcza, nad którymi unosi się łuna wstrętu i nieufności byłych wiernych.
Rozmawiał Daniel Arciszewski