Magdalena Ogórek miała być w wyborach prezydenckich nadzieją lewicy - kobieta, młoda, piękna, wykształcona. Wydawało się, że to wprost idealna kandydatka, żeby podreperować spadające notowania SLD. Ale skończyło się sromotną porażką. Ogórek dostała zaledwie 2,4 proc. głosów - takiej klęski nikt się nie spodziewał. Po wyborach kandydatka lewicy szybko zniknęła z życia publicznego. Tylko zdawkowo w krótkich wywiadach krytykowała polityczne zaplecze za utrudnianie jej kampanii i żaliła na lokalnych działaczy sojuszu. Dopiero teraz - dwa miesiące po wyborach - Ogórek zdecydowała się ujawnić jeszcze więcej szczegółów trudnej, jak mówi, współpracy z SLD.
- Nie chcę, żebyście potraktowali to panowie jako anegdotę, bo jest to szczera prawda; ja w kampanii borykałam się naprawdę z poważnymi propozycjami, pod tytułem, że jeszcze gen. Kiszczak nie jest w kampanii pijarowo wykorzystany - zdradziła Magdalena Ogórek w Polsat News.
Ogórek zdradza, co się dzieje w SLD
Przy okazji wyjawiła też, co działo się podczas kampanii wewnątrz partii. Choć sama nie należy do SLD podczas walki o fotel prezydencki dobrze poznała struktury sojuszu i przyjrzała wewnątrzpartyjnym starciom.
- Nie zdajemy sobie sprawy, jak silne są podziały frakcyjne w SLD i ten pęd, dzielenie schedy po Leszku Millerze, które było już bardzo, bardzo widoczne w kampanii prezydenckiej. (...) Zwróćcie panowie uwagę, ile toczyło się w mediach, między poszczególnymi przedstawicielami SLD, nie skupiając się na samej istocie rzeczy - zdradziła Ogórek.