"Super Express": - Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka, którzy nie uczestniczą w procesach o zbrodnie komunizmu ze względu na zwolnienia lekarskie, wielu uznaje za symulantów. Jest coś na rzeczy?
Lech Kowalski: - Cóż, sami prowokują do tego, aby prokuratura się nimi zainteresowała. Gen. Jaruzelski i jego rodzina obstają przy tym, że jest obłożnie chory, a jednocześnie uczestniczy w bankiecie na swoją cześć. Dlatego można mieć wątpliwości co do jego stanu zdrowia. Co więcej, generał legitymuje się zwolnieniami wystawianymi przez lekarzy resortowych, pracujących choćby w szpitalu wojskowym na Szaserów w Warszawie. Budzi to tym większe wątpliwości, że każdorazowo przed 13 grudnia niemalże na telefon jest zabierany i kładziony w tym szpitalu w stanie niemal agonalnym, by po trzech dniach wyjść z niego w niezłej formie. Widać, że zachodzi coś nienaturalnego w relacjach zwolnienia lekarskie - jego faktyczny stan zdrowia.
- A co z Kiszczakiem?
- Zdarzało się już nieraz, że przedstawiał sądowi dokumentację medyczną dowodzącą, że nie może brać udziału w procesie, a jednocześnie podróżował do Egiptu. W czasie tej wycieczki miał siłę, żeby wyskoczyć do Izraela i odwiedzić swojego kolegę z okresu służby w Informacji Wojskowej, kapitana Chęcińskiego. Obaj generałowie proszą się więc o to, żeby przyjrzeć im się ponownie.
- Jaruzelski się doprosił. Kiszczak nadal nie.
- Jeżeli pan Kiszczak twierdzi, że jest w tak fatalnym stanie zdrowia, a jednocześnie na swojej mazurskiej daczy dyktuje swojej żonie nowe wspomnienia, to coś tu wyraźnie nie gra. Moim zdaniem musi być w doskonałej formie, skoro ma siłę dyktować i przypominać sobie faktografię. Przecież to dość nużące zajęcie. Nie wiem, czemu więc w tym samym czasie nie może stanąć przed sądem?
- Dobre pytanie, na które sąd powinien odpowiedzieć.
- Przypomnę tylko pewien fakt z jego życiorysu zawodowego. Otóż po roku 1989, kiedy sypie mu się kariera polityczna w postkomunistycznej Polsce, staje przed resortową komisją zdrowia i otrzymuje orzeczenie o trwałej niezdolności do służby wojskowej. Wyobraźmy sobie teraz, że komuniści nie oddali władzy i szefem MSW jest generał Kiszczak. Jestem przekonany, że przed żadną komisją by wtedy nie stawał i nie otrzymał takiego orzeczenia. Kto wie, czy nie byłby wręcz okazem zdrowia. Więc Jaruzelski i Kiszczak igrają sobie z nami tymi zwolnieniami lekarskimi.
- Można by ukrócić takie igranie sobie z opinią publiczną?
- Przede wszystkim trzeba by przyjrzeć się orzeczeniom lekarskim wystawianym przez resortowych lekarzy z MSW i MON, i spacyfikować po prostu to środowisko.
- Czemu tak radykalne działania?
- Swoimi decyzjami i orzeczeniami ludzie ci pokazują, jak bardzo są bezczelni. Odnoszę wrażenie, że traktują Jaruzelskiego czy Kiszczaka w sposób szczególny. Może to wynikać z faktu, że wielu z nich zaczęło pracę w resorcie w czasach, gdy obowiązywała jeszcze kastowość. Miejsca te są przesiąknięte atmosferą PRL i trudno w tych ludziach wykorzenić sentymenty wobec obu generałów.