Wbrew pozorom ogłoszenie karty LGBT+ w Warszawie nie jest żadnym przełomem i jest przede wszystkim uderzeniem, nie tyle w PiS, co w Wiosnę Biedronia. Ponadto karta, podpisana przez wiele miast już dawno temu, zbyt wiele Trzaskowskiego nie kosztuje. Ani politycznie, bo elektorat PO w dużych miastach jest o wiele bardziej liberalny obyczajowo niż konserwatywna kotwica Schetyny-Giertych, ani finansowo. Finansowo to kosztuje opieka nad niepełnosprawnymi, którzy obecnie mogą być przewijani tylko raz dziennie, bo ratusz nie potrafi sprostać podwyżce kosztów przewijania przez opiekunów społecznych. Temat LGBT+ dla liberałów na Zachodzie od lat zresztą jest tematem, którym odfajkowują swoją społeczną wrażliwość, aby potem móc oszczędzać na socjalu.
Oczywiście z punktu widzenia społeczności LGBT+ i popierających ich ruchów lewicowych, fakt powodów nagonki ze strony PiSu jest wtórny, tak jak dla Żydów w 1968 wtórne było, czy szczucie na nich jest efektem prawdziwego antysemityzmu, czy tylko instrumentalnego wykorzystania antysemickiego cepa w walkach w obozie ówczesnej władzy. Podobnie, w przypadku korzyści z karty LGBT+, wtórne jest, na ile PO pokochała gejów naprawdę, a na ile na pokaz. Kluczowe jest, że oto społeczność LGBT+ otrzymuje pewne korzyści. Tak samo zresztą działa to przy 500+, dla którego beneficjentów wtórne są powody, dla których Kaczyński kazał co miesiąc przelewać im na konto po 500 złotych. Ważny jest stan konta.
Nie mniej jednak pamiętać należy o dwóch rzeczach. Po pierwsze, Trzaskowski niczego wielkiego dla ruchu LGBT+ nie robi, wszystko obecne to pozytywna, ale jednak drobnica. Dlatego, tak jak za 500+ Kaczyńskiemu, tak i za kartę LGBT+ Trzaskowskiemu, nie ma co bić pokłonów, tylko, owszem, pochwalić, ale żądać o wiele więcej. Zwłaszcza od Platformy Obywatelskiej. Chcecie być LGBT-friendly, droga Platformo, to super, czekamy na projekty związków partnerskich, sama karta to o wiele, wiele za mało.
Po drugie, należy kategorycznie rozgraniczyć kwestię LGBT+ a kwestię wychowania seksualnego w przedszkolach. Przez wiele lat środowiska prawicowe – te same, które kompletnie lekceważyły pedofilię w Kościele, kłamliwie wmawiają, że homoseksualista równa się pedofil. Z tego też względu łączenie tych tematów jako jednej zbitki pojęciowej w ramach tematyki karty LGBT, jest nie tylko powtarzaniem tej kłamliwej narracji, ale także prostym wystawianiem się na strzał. Dodatkowo, sam temat wychowania seksualnego przedszkolaków, nawet jeśli ma za zadanie tylko i wyłącznie uświadomienie ich, jak reagować na pedofilskie zaczepki, jest prawdopodobnie nieakceptowalny dla większości Polaków.
Dlatego, najlepsze, co może zrobić teraz prezydent Trzaskowski, to konferencja prasowa, na której wskaże, że konkretne punkty standardów WHO odnośnie wychowania seksualnego nie będą w ogóle stosowane, ale karta LGBT jako kompletnie odrębna sprawa, w odpowiedzi na nagonkę PIS, będzie dalej poszerzana.