Polskiej Thatcher nie widać
Polska gospodarka wchodzi w recesję. Nie ma co do tego wątpliwości po publikacji najnowszych danych GUS.
Żeby było jasne: nie jest to na razie formalna recesja, czyli sytuacja, kiedy w średniorocznym ujęciu gospodarka w ogóle nie rośnie, tylko się kruczy. A więc gdy wzrost PKB jest na minusie. Nie jest to też jeszcze tak zwana recesja techniczna, a więc trzy kwartały spadku wzrostu PKB z rzędu. Ale to już wyraźnie widoczne i bardzo głębokie tąpnięcie w tempie wzrostu.
Prognozy na przyszły rok są fatalne. Średniorocznie ze wzrostem PKB prawdopodobnie będziemy ledwo powyżej zera. Będzie to miało swoje konsekwencje. Po pierwsze – spadek zatrudnienia. Po drugie – spadek wpływów podatkowych do budżetu. Po trzecie – co za tym idzie, konieczność większego zadłużania się państwa, czyli podniesienie oprocentowania obligacji, a zatem większe koszty obsługi długu. Po czwarte – dalsza deprecjacja naszej waluty wobec walut głównych, bo to zawsze wiąże się ze złym stanem gospodarki. Po piąte – niewygasającą inflację, wynikającą również z poprzedniego punktu, bo słabsza waluta to przede wszystkim wyższe koszty paliwa. Z tym wszystkim będą się łączyć zamknięcia firm, dobijanych horrendalnymi kosztami energii elektrycznej i gazu.
Jeżeli ktoś sądzi, że przejdziemy przez to suchą stopą, jak przez kryzys finansowy w latach 2008-2010, to jest bardzo naiwny. Moglibyśmy jedynie złagodzić uderzenie o dno. Nawet złagodzić znacznie, tylko że do tego potrzebowalibyśmy naszej polskiej Margaret Thatcher – odważnego polityka, który odwróciłby obowiązujący dzisiaj paradygmat gospodarczy.
Zatem: koniec z Polskim Ładem – musiałoby nastąpić maksymalne uwolnienie działalności gospodarczej połączone z obniżką oskładkowania. Powrót do zasad wdrożonych u schyłku PRL przez Mieczysława Wilczka, choć niestety z ograniczeniami, jakie teraz narzuca nam Unia Europejska. Do tego ścięcie wydatków socjalnych – nie tylko czternastej, ale też trzynastej emerytury, wyprawki plus i przede wszystkim socjalu dla uchodźców, bo w trudnych czasach mamy chronić na pierwszym miejscu polskich obywateli.
Ogólnie rzecz biorąc – rząd powinien się odczepić od przedsiębiorców i przestać wydawać na potęgę nasze pieniądze. Tam, gdzie podatki zostały obniżone – na przykład w przypadku paliw – powinno tak pozostać.
To oczywiście marzenia ściętej głowy. Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki to szczerzy socjaliści, którym żadne wolnorynkowe reformy w głowie nie postały. Wytrwale goni ich Donald Tusk, który z łżeliberała stał się już gorliwym adeptem nauk Partii Razem. To towarzystwo prędzej gospodarczo utopi Polskę niż odejdzie od swoich socjalnych mrzonek. Nawet gdyby polski PKB był mocno na minusie.