- „Super Express”: - Wypadek Włodzimierza Cimoszewicza i okoliczności w których do niego doszło zaszkodzą jego kandydaturze?
- Eliza Olczyk: - Sam wypadek, bez tego kontekstu, zapewne niewiele by zmienił. Takie rzeczy się zdarzają. W sytuacji, w której osobie poszkodowanej udzielono pomocy, to wiele osób odbiera to tak, że właściwie nic się nie stało. Co prawda teoretycznie powinna być o tym powiadomiona policja, ale gdyby pan Cimoszewicz tak zrobił, to raczej chyba by to nie wpłynęło na jego popularność.
- Tyle, że to wydarzenie nie skończyło się na wypadku.
- Tak, doszło tu kilka rzeczy, a przede wszystkim jego deklaracja, że walczy z rakiem. To powoduje odruchowe postawienie się opinii publicznej po stronie chorego. Wiemy, że ta choroba nie wybiera, wspiera się walczących z rakiem i w jakiś sposób usprawiedliwia się nawet pewne roztargnienie takich osób. Trudno powiedzieć, po jakim czasie osoba dowiadująca się o nowotworze otrząśnie się na tyle, że wraca do dawnej kondycji psychicznej. O ile w ogóle. Tyle, że na tym się nie zakończyło. Doszedł brak badań technicznych samochodu premiera Cimoszewicza.
- Brak badań od października ubiegłego roku.
- Właśnie. To nie było tak, że zapomniał tych badań technicznych pod wpływem szoku. To sygnał, że niefrasobliwie podchodzi do obowiązujących zasad związanych z bezpieczeństwem na drodze. Nie jest do dobrze widziane, bo jednak od każdego obywatela się to egzekwuje. Zapewne na zadeklarowanych zwolenników pana Cimoszewicza to nie wpłynie. Będą go rozgrzeszali i z poważniejszych rzeczy. Media, które będą mu niechętne i tak go będą atakowały.
- A wśród niezdecydowanych?
- Wśród niezdecydowanych, ale także wśród wyborców opozycji, którzy wahali się kogo poprzeć na jej listach, Cimoszewicz może stracić. Oni mają wybór, mogą wskazać kogoś innego z list Koalicji Europejskiej i nie ze względu na wypadek, ale ze względu na tę niefrasobliwość w podejściu do przepisów, która jednak w przypadku polityka bądź urzędnika państwowego jest obciążająca. Taki samochód teoretycznie nie powinien być przecież dopuszczony do ruchu drogowego, a polityk, były premier, powinien o tym wiedzieć i dawać przykład.