Ekspertka: Irańczycy otworzyli furtkę dla dyplomacji

2020-01-08 17:30

Zwróćmy uwagę, że żaden Amerykanin w tym ataku nie zginął, choć irańskie władze poinformowały o śmierci 80 osób. Wygląda na to, że został on przeprowadzony tak, by móc przedstawić irańskiej opinii publicznej, że zapowiedziana zemsta na Stanach Zjednoczonych się dokonała, a jednocześnie nie dać Trumpowi powodu, by musiał reagować - mówi "Super Expressowi" dr Beata Górka-Winter, analityk i wykładowca Centrum Europejskiego UW.

Beata_Gorka-Winter

i

Autor: Archiwum/ Archiwum prywatne Beata_Gorka-Winter

„Super Express”: – Nocny atak rakietowy Irańczyków na amerykańskie bazy w Iraku sam ajatollah Chamenei uznał za odwet za zabójstwo gen. Sulejmaniego. Wywoła to kolejną falę wendetty, tym razem Amerykanów, i doprowadzi do znaczącej eskalacji konfliktu?
Dr Beata Górka-Winter: – Zwróćmy uwagę, że żaden Amerykanin w tym ataku nie zginął, choć irańskie władze poinformowały o śmierci 80 osób. Wygląda na to, że został on przeprowadzony tak, by móc przedstawić irańskiej opinii publicznej, że zapowiedziana zemsta na Stanach Zjednoczonych się dokonała, a jednocześnie nie dać Trumpowi powodu, by musiał reagować.
– Nie chcą doprowadzić do wojny?
– Pojawiły się opinie, że zabójstwo Sulejmaniego mogło być na rękę niektórym przedstawicielom irańskiego establishmentu, gdyż on sam za bardzo urósł w siłę i mógłby w przyszłości sięgnąć po fotel prezydenta. Jeśli wierzyć tym twierdzeniom, Teheranowi nie zależy na tym, by kontynuować krwawą zemstę. Inna sprawa, że wojna nikomu nie jest w tamtym regionie potrzebna – ani USA, ani Iranowi. Tym bardziej warto docenić, że irańscy przywódcy jednak nie ulegają nadmiernym emocjom i zachowują się w zaistniałej sytuacji bardzo racjonalnie, otwierając furtkę dla dyplomacji, a nie pokazu siły Amerykanów i chaosu, nad którym nikt nie mógłby już zapanować.
– Wspomniany na początku Chamenei zapowiedział dalszą zemstę, ale nie mówił, że będzie miała ona charakter militarny. To jeszcze wyraźniejsze zaproszenie do deeskalacji. Pytanie, czy Trump z niego z skorzysta.
– Zwróćmy uwagę, że po ataku Irańczyków na amerykańskie bazy Trump – jak to ma zwyczaju – skomentował sprawę na Twitterze. Ale nie uciekł się, jak potrafi, do ostrych sformułowań pod adresem Teheranu, ale zapewniał, że nikomu nic się nie stało i „wszystko gra”. To może być sygnał, że i on poważnie rozważa powstrzymanie się od dalszej eskalacji konfliktu. Bo i dlaczego miałoby mu na niej zależeć?
– Żeby pokazać przed wyborami, jakim jest twardzielem?
– Już to pokazał. Otwarta wojna nie przysporzy mu zwolenników. Pamiętajmy, że byłaby to kolejna wojna w tym regionie, bo przecież od niemal 20 lat Amerykanie prowadzą konflikty zbrojne w Afganistanie i Iraku, które kosztowały już Stany Zjednoczone biliony dolarów. Wojna z Iranem byłaby kolejnym kosztownym krokiem, na który Trump nie może i raczej nie chce sobie pozwolić. Tym bardziej że polityka na Bliskim Wschodzie oraz jej koszty odbijają się na amerykańskim społeczeństwie i nie byłoby ono zachwycone, że musi łożyć na kolejny konflikt. I o ile w kontekście zbliżających się wyborów pokaz siły, jaką było zabójstwo Sulejmaniego, może Trumpowi pomóc, to w przypadku regularnej wojny osłabiałoby go w tej walce.
– A czemu wojny nie chcą Irańczycy? Przecież od 1979 r. powtarzają, że Amerykanów zniszczą.
– Jeszcze bardziej niż Amerykanów nie stać ich na nią. Od czasu nałożenia przez Donalda Trumpa sankcji na Iran kraj ma ogromne problemy gospodarcze, co odbija się na zwykłych Irańczykach i prowadzi do niepokojów społecznych, z którymi reżim musi się mierzyć. I co nie mniej ważne, to choć w ostatnich latach Iran zainwestował sporo w armię, w starciu z Amerykanami nie miałaby ona szans. A to zagrażałoby samemu reżimowi.
– Czyli możemy się spodziewać, że wojownicze nastroje ustąpią i sytuacja na Bliskim Wschodzie wróci do cichej wojny?
– Wszystko zależy, kogo posłucha Donald Trump. Jak sądzę, w jego otoczeniu znajdą się ludzie, którzy będą go przekonywać, by ze stworzonej przez Irańczyków drogi wyjścia skorzystać. Mamy jednak też Izrael, który wciąż traktuje Iran jako zagrożenie egzystencjalne. Może zatem namawiać do ostrzejszych reakcji, zwłaszcza w obliczu nadchodzących wyborów. Na pewno dla porządku światowego dobrze by było, gdyby konflikt się wyciszył. Także z polskiego punktu widzenia byłoby to korzystne, bo każda eskalacja w innej niż nasza części świata prowadzi do odwrócenia uwagi od wschodniej flanki NATO, przerzucenia sił do zagrożonego regionu i przekierowania tam wysiłków wywiadowczych. Przecież wojny w Afganistanie i Iraku stworzyły sytuację, w której nikt nie ostrzegł przed możliwą agresją Putina w Gruzji czy Ukrainie, bo oczy i uszy wywiadów zachodnich były nastawione na zupełnie inną część świata.
Rozmawiał Tomasz Walczak

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki