Wiele osób uradowała wiadomość, że jeden z synów Beaty Szydło jest w seminarium. Później wszyscy śledzili losy chłopaka, a później cieszyli się z jego święceń diakonatu i przyjęcia święceń kapłańskich. Młody ksiądz szybko odnalazł się na parafii i znalazł wspólny język z wiernymi. Jednak jak grom z jasnego nieba kilka miesięcy temu pojawiła się wiadomość, że nie trafił do nowej parafii, tylko poprosił o urlop. Niedawno zaś pojawiło się oświadczenie: - Wobec narastających spekulacji dotyczących mojego urlopu, na który otrzymałem zgodę od biskupa bielsko-żywieckiego, czuję się zmuszony zabrać głos. Chciałbym przeciąć w ten sposób krzywdzące spekulacje, które poza mną dotykają przede wszystkim moich bliskich a także osoby postronne. W ostatnich miesiącach przeżywałem głęboki kryzys wiary i powołania. Z bólem przyznaję, że z czasem zacząłem tracić sens mojej posługi i coraz częściej nachodziły mnie myśli o odejściu ze stanu duchownego - pisał młody ksiądz.
Temat przycichł, ale sprawa odejść z kapłaństwa księży została poruszona w najnowszym wydaniu Gazety Wyborczej. W rozmowie z dziennikiem socjolog religii, który postanowił zachować anonimowość, ocenił sytuację Tymoteusza Szydło. Przyjrzał się jej dogłębnie i stwierdził jedno, ten przypadek nie jest zbyt częsty: - Przypadek Tymoteusza Szydły jest zaskakujący, bo on jest bardzo młody, świeżo po święceniach i odejścia do stanu świeckiego po tak krótkim czasie właściwie się nie zdarzają. W gazecie podano też statystyki, wynika z nich (a to najświeższe dostępne dane), że w 2016 roku do stanu świeckiego z duchowieństwa przeniesionych zostało 86 księży.