Filip z konopi
Jeszcze prezydent Duda dobrze w Ameryce nie wylądował, a już dostał prztyczka w nos. Tuż przed wylotem ogłosił swój plan dla NATO: będzie namawiał państwa członkowskie, by wydawały na zbrojenia nie 2 proc. swojego PKB, jak teraz, tylko 3 proc.! Nasz pan prezydent umyślił sobie, że jego wyrafinowana intryga, by pod pozorem wizyty u urzędującego prezydenta USA podlizać się jego konkurentowi do urzędu, ukochanemu prezydentowi PiS-u, Donaldowi Trumpowi, nie zostanie rozszyfrowana. No i wyskoczył jak filip z konopi. Już po kilku godzinach odpowiedział mu rzecznik Departamentu Stanu Matthew Miller: - Myślę, że pierwszym krokiem jest skłonienie każdego kraju do spełnienia progu 2 proc., zanim będziemy rozmawiać o dodatkowej propozycji…
Tymczasem w kraju zaproszenie polskiego duetu do Waszyngtonu wywołuje co najmniej takie same emocje jak samo spotkanie. Dyskusja, czy w Białym Domu Duda będzie w towarzystwie Tuska, czy Tusk w towarzystwie Dudy, rozpala liczne głowy. Pomocną dłoń prezydentowi podało nawet znane aktywiszcze, które kiedyś brzydziło się podać rękę Czarzastemu. Jeśli chodzi o mnie, to uważam, że administracja amerykańska uznała po prostu, że prezydent Biden musi spełnić wymogi protokolarne, ale przy okazji 25-lecia Polski w NATO i w obliczu groźnych wydarzeń na świecie chciałby też porozmawiać z kimś poważnym.
W sumie jednak nasze spory są trzeciorzędne i w żadnym razie nie powinny przesłaniać znaczenia ważnej dla nas rocznicy. Dzięki NATO nasze bezpieczeństwo militarne zyskało zupełnie inny wymiar niż dotychczas. A przecież napotykaliśmy na tej drodze przeszkody – wydawałoby się – nie do pokonania. Warto przypomnieć choćby sprokurowaną „aferę Olina”, która wybuchła u szczytu polsko-NATO-wskich negocjacji.
Amerykanie przysłali nawet wtedy do Polski specjalną delegację, żeby na miejscu zorientować się, czy lewicowy wówczas rząd rzeczywiście jest infiltrowany przez rosyjskich agentów. W innej odsłonie walki o członkostwo w NATO sam brałem bezpośredni udział. Chodzi o rozwiązanie sprawy Ryszarda Kuklińskiego. Szybko okazało się, że jest w USA bardzo wpływowa grupa byłych agentów CIA i oficerów wojska, a także liczące się odłamy Polonii, które uważają, że dopóki Kukliński nie zostanie zrehabilitowany, to dla Polski drzwi do NATO pozostaną zatrzaśnięte.
Ich sprzeciw trzeba było przełamać i los sprawił, że wykonanie tej operacji spadło na mnie. Sprawa wywołała w Polsce ogromne emocje, które nie wygasły do dziś. Mimo to uważam, że gra warta była świeczki. Zwłaszcza w obliczu agresji rosyjskiej na Ukrainę nikt nie powinien mieć wątpliwości, co to dla nas znaczy być członkiem NATO.