Tomasz Walczak

i

Autor: Piotr Grzybowski Tomasz Walczak

Duda chce pomóc bezrobotnym, czy śmieje im się w twarz? – Walczak ocenia propozycje prezydenta

2020-06-05 7:37

Ilu mamy w Polsce bezrobotnych? O ile zwiększyła się ich liczba w następstwie załamania gospodarczego ostatnich dwóch miesięcy? Oficjalnie ich odsetek w kwietniu wyniósł raptem 2,9 proc., dużo poniżej unijnej średniej, kilkukrotnie mniej niż w Hiszpanii czy Francji. Rzeczywista ich liczba jest jednak trudna do oszacowania, a że jest większa niż oficjalne statystyki wydaje się oczywiste.

Masowe zwolnienia, redukcje załóg, czy upadki kolejnych firm bez wątpienia musiały znacząco wpłynąć na przyrost liczby Polaków bez pracy. Oficjalne statystki mogą nie odwzorowywać rzeczywistości z kilku względów. Po pierwsze, mało kto rejestruje się w urzędach pracy, z doświadczenia wiedząc, że w znalezieniu zatrudnienia od dawna one nie pomagają. Po drugie, nie rejestrują się w nich, wiedząc, że i tak mogą nie załapać się na zasiłek dla bezrobotnych, a nawet jeśli, to i tak jest on śmiesznie niski, że szkoda zachodu. I wreszcie po trzecie, wielu może przyjąć postawę wyczekującą wobec zapowiedzi podniesienie zasiłku, formułowanych przez rządzących od dłuższego czasu.

I wreszcie rządzący sobie o bezrobotnych przypomnieli. W kolejnych tarczach antykryzysowych bowiem nie było dla nich miejsca. W ramach swojej kampanii inicjatywę przejął Andrzej Duda, który zgłosił nie tylko postulat podniesienia zasiłku dla bezrobotnych, ale też wprowadzenia zapowiadanego „dodatku solidarnościowego” dla tych, którzy w wyniki kryzysu stracili pracę. Jak to wszystko wypada?

Nie czarujmy się – słabo. Zasiłek dla bezrobotnych wzrośnie do 1200 brutto przez pierwsze trzy miesiące wypłacania i 940 brutto w kolejnych trzech. To zawsze podwyżka, choć niewielka wobec starych stawek. To nadal śmieszne pieniądze i nadal poniżej zaleceń konwencji Międzynarodowej Organizacji Pracy, które wskazują, że zasiłek nie może być mniejszy niż wysokość podstawowych kosztów utrzymania bezrobotnego i jego rodziny (dla rodziny 2+2 powinien wynosić ponad 1300 zł na rękę!) oraz tylko częściowo spełnia warunek, że powinien być nie mniejszy niż 45 proc. lub 50 proc. płacy minimalnej.

Kolejnym problemem jest „dodatek solidarnościowy”, który ma być wypłacany tylko osobom zwolnionym po 31 marca, tylko przez trzy miesiące, będzie wykluczał z zasiłku dla bezrobotnych i ma być przeznaczony tylko dla osób zatrudnionych wcześniej na etatach. Poza wszystkim więc projekt prezydenta pogłębia patologiczny podział pracowników na lepszych i gorszych: tych z umowami o pracę i tych na śmieciówkach. Tym pierwszym należy się elementarna ochrona i pomoc państwa, ci drudzy jak zwykle zostają z niczym.

I oczywiście, zawsze można powiedzieć, że nawet minimalna podwyżka zasiłku i ułomny dodatek solidarnościowy to lepsze niż nic. Owszem, można, ale albo poważnie chcemy pomagać osobom tracącym pracę, albo śmiejemy im się w twarz akcyjnością działań i ich wykluczającym charakterem. I jeszcze jedno: jeśli to ma być flagowy program socjalny prezydenta w tej kampanii, to wróżę mu słaby entuzjazm wśród dotkniętych bezrobociem.