"Super Express": - Jak można się było tego spodziewać, po nominacji Tuska na szefa Rady Europejskiej PO zyskała w sondażach. Jeszcze niedawno sromotnie przegrywała z PiS, a dziś już prowadzi. To trwały trend czy chwilowa moda?
Dr Rafał Chwedoruk: - Takie zjawiska z reguły są chwilową modą. Istotne jest jednak to, co rozumiemy przez chwilową modę.
- Na razie perspektywą są listopadowe wybory samorządowe. Entuzjazmu wystarczy do tego czasu?
- Niedzielne wybory uzupełniające do Senatu pokazały, że ten entuzjazm był bardzo krótkotrwały.
- One akurat odbywały się w regionach, gdzie nie ma szczególnego szału na Platformę.
- Można to powiedzieć o okręgu mazowieckim. Natomiast świętokrzyskie zawsze było podzielone na cztery główne partie. Na pewno te wybory pokazują, że awans Tuska jako paliwo wyborcze ma charakter raczej ogólnokrajowy. Może się unaocznić w wyborach parlamentarnych albo być użytecznym narzędziem w wyborach prezydenckich. Niekoniecznie znajduje to przełożenie na poziom lokalny. Szczególnie jeśli mówimy o niższym szczeblu niż sejmiki wojewódzkie.
- Sejmiki i udział w nich poszczególnych partii to jednak jeden z wyznaczników sukcesów partii w wyborach samorządowych.
- Tak, razem z wyborami prezydentów i rad miejskich największych miast. W tym wypadku awans Tuska rzeczywiście może pomóc, ponieważ najbardziej wrażliwy na tego typu przekaz będzie elektorat miejski o skłonnościach prozachodnich, przesiąknięty przeświadczeniem, że to, co przychodzi do nas z Zachodu, jest nobilitujące. Na dłuższą metę może to nie być jednak czynnik wzrostu poparcia.
- Czemu?
- Dla Polaków Unia i Zachód stają się powoli codziennością, a awans do struktur władzy na szczeblu międzynarodowym banałem. Trudno będzie PO grać stanowiskiem Tuska, jak to było w przypadku Jerzego Buzka, kiedy sugerowano, że ważne stanowisko dla niego oznacza miliardy euro płynące do Polski. Na pewno awans Tuska w najbliższej perspektywie daje szansę na stworzenie sytuacji, w której dystans między PiS i PO będzie niewielki. I ma to znaczenie przede wszystkim dla samej PO.
Zobacz też: Prawo i Sprawiedliwość bierze Europę
- W jakim sensie?
- Kiepski wynik w wyborach samorządowych mógłby dać amunicję wspieranym po cichu przez prezydenta przeciwnikom Donalda Tuska i jego ludzi.
- W tym roku PO ma dużo szczęścia. Wybory do Parlamentu Europejskiego wygrała dzięki sytuacji na Ukrainie. Teraz jest szansa, by również w samorządowych wypaść dobrze, a to dzięki niespodziewanemu awansowi Tuska do Brukseli. Myśli pan, że i w wyborach parlamentarnych szczęście znów będzie sprzyjać PO, czy jego limit już się wyczerpał?
- PO musi w większym stopniu myśleć o obronie swoich dotychczasowych pozycji. Nie ma możliwości powrotu do stanu z roku 2007 czy 2011. Będą się zdarzać sondaże, kiedy po tego typu wydarzeniach
i w ramach kontynuacji awansu Tuska Platforma będzie doganiała, a nawet przeganiała PiS. Musimy się jednak pogodzić z powrotem do sytuacji, w której to PiS częściej będzie liderem sondaży. Donald Tusk będzie musiał dbać o to, żeby dystans między jego partią a partią Jarosława Kaczyńskiego nie przekroczył krytycznych 5 proc. Będzie musiał też dbać o to, żeby pod jego nieobecność jego przeciwnicy wewnątrz PO nie nabrali wiatru w żagle i nie wystawili nowemu kierownictwu partii olbrzymiego rachunku przed wyborami parlamentarnymi. Platforma musi też pogodzić się z faktem, że nawet jeśli będzie pojawiać się na czele sondaży, nie wystarczy jej głosów do samodzielnego rządzenia, a nawet może zabraknąć głosów ludowcom, żeby stworzyć z nimi koalicję.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail