Dr Rafał Chwedoruk dla Super Expressu: To dobrze, że europosłowie zarabiają dużo pieniędzy

2014-05-02 4:00

Gościem "Super Expressu" jest znany politolog dr hab. Rafał Chwedoruk.

"Super Express": - Czy w polskiej polityce można się skompromitować?

Dr hab. Rafał Chwedoruk: - Oczywiście, że można.

- No to poproszę o przykład polityka, który raz na zawsze się skompromitował.

- Choćby Jan Maria Rokita. Przez długi czas był postrzegany jako poważny polityk i obywatel. Skompromitował się nieudaną próbą odparcia Wehrmachtu w XXI w. Wydaje mi się, że on już zamknął sobie drogę powrotu do wielkiej polityki.

- A taki Marek Siwiec? Po całowaniu ziemi kaliskiej nic mu się nie stało.

- Nic mu się nie stało, ale pamiętajmy, że jako społeczeństwo jesteśmy podzieleni. Coś, co dla części obywateli jest kompromitacją, dla reszty może być przejawem wyrafinowanego poczucia humoru.

- A poseł Kempiński? Został sfotografowany, jak leży pijany w samej bieliźnie w toalecie. Wprawdzie zrezygnował ze startu do europarlamentu, ale w Sejmie dalej jest.

- Odnośnie do jego krótkoterminowej przyszłości politycznej słowo "leży" jest najlepszą definicją.

- A poseł Domaradzki z Twojego Ruchu, który w żółtych galotach kpi z papieża?

- Problem jest taki, że on nie jest politykiem z poważnej partii.

- No dobrze, ale jest posłem. Czy poseł może z siebie robić błazna?

- Teoretycznie nie powinien. Ale pamiętajmy, że dziś politycy są skazani na media elektroniczne i każda możliwość przebicia się do nich jest wyceniana przez nich na wagę złota. Odnośnie do posła Domaradzkiego nie mamy pewności, czy to był jego szczery, spontaniczny wygłup, czy może czyn sprofilowany na zimno pod kątem elektoratu.

- Ta druga możliwość wydaje się znacznie gorsza.

- Tak. Bo przy tej pierwszej teoretycznie istniałaby możliwość resocjalizacji. A Machiavellego zresocjalizować się nie da. Nawet jeżeli jest to Machiavelli w żółtych majtkach.

- Może poseł Domaradzki następnym razem wystąpi w ogóle bez galotów, żeby media go zauważyły?

- Byłaby to pochodna fenomenu partii Janusza Palikota.

- Na błazeństwie robią popularność?

- To nie jest specyfika wyłącznie polska. Coś takiego można zaobserwować np. we Włoszech czy w Islandii. Problem polega na tym, że istotna część polskich elit opiniotwórczych zaakceptowała coś, co miało być happeningiem, a w istocie było festiwalem chamstwa. Przyzwolono na obecność tego typu treści w takiej formie w życiu publicznym - i to jest podstawowa różnica między Polską a innymi krajami.

- "Super Express" donosi, że bokser Tomasz Adamek, który chce się dostać do europarlamentu, ma za sobą wyrok skazujący w Stanach Zjednoczonych za jazdę po pijanemu.

- Wyolbrzymiamy ten problem, bo szanse na to, aby pan Adamek znalazł się w polityce, są minimalne. Celebryta - muzyk czy sportowiec - może zostać politykiem, pod warunkiem że przejdzie taką drogę, jaką w państwie demokratycznym powinien przechodzić kandydat na polityka. Czyli zacząć od szerokiej działalności społecznej. Na przykład najpierw zostać radnym dzielnicy.

- Piotr Tymochowicz i Paweł Kukiz nawołują do bojkotu wyborów do europarlamentu, gdyż ludzie, którzy się znajdą w europarlamencie, są po prostu darmozjadami.

- Żyjemy w czasach, w których demagogia partyjna święci triumfy. Czasem w dzisiejszej Polsce czuję się jak w Republice Weimarskiej. Nie ma demokracji bez partii politycznych!

- Tymochowicz jest demagogiem?

- Myślę, że to jest forma przypominania o sobie opinii publicznej. Co do Pawła Kukiza, to niewątpliwie mamy do czynienia z postacią charyzmatyczną.

- Pan razem z nim studiował.

- Tak.

- A grał pan na czymś?

- Tak, ale nie z Paweł Kukizem.

- A na czym pan grał?

- Na gitarze basowej.

- A Paweł Kukiz o tym wiedział?

- Niekoniecznie. Na studiach rozmawialiśmy przede wszystkim o polityce. Natomiast cała generacja rockowych czy punkrockowych buntowników związanych rocznikowo z Pawłem Kukizem pogubiła się po 1989 r. Jeżelibyśmy sobie przypomnieli, ile komitetów wyborczych Paweł Kukiz zdołał poprzeć, to odnajdziemy tam wszystkich od prawej do lewej strony.

- Ale przecież jemu chodzi o jedno: o jednomandatowe okręgi wyborcze (JOW), które mają wskazywać konkretne osoby. To nie jest głupi pomysł.

- Na przykład Ukraina ma po części mieszaną ordynację wyborczą.

- Trudno powiedzieć, że jest to doskonała demokracja.

- Najwięcej nadużyć na Ukrainie dotyczy właśnie wyborów w okręgach jednomandatowych. A w Wielkiej Brytanii dyskutuje się o czymś dokładnie odwrotnym - czy może odejść od okręgów jednomandatowych. Najstabilniejsze na świecie demokracje są oparte na pięcioprzymiotnikowych, a więc przede wszystkim proporcjonalnych wyborach. Dlatego sądzę, że optowanie na rzecz jednomandatowych okręgów wyborczych jest związane z deficytem wiedzy politologicznej i uleganiem prostej demagogii. Dodam, że większość autorytarnych, w tym faszystowskich partii opowiadała się za JOW-ami.

- Mamy w Polsce partie faszystowskie?

- Mamy. Ale na szczęście trzeba wziąć olbrzymie szkło powiększające, żeby dostrzec ich rolę w życiu politycznym.

- Czy czytał pan książkę Marka Migalskiego "Parlament antyeuropejski"?

- Jeszcze nie. I nie jest to naczelna pozycja na mojej półce książek do przeczytania. Książki pisane przez polityków w czasie kampanii wyborczej z reguły są równie poważne jak obietnice wyborcze.

- Ta książka jest ciekawa. Dzieli się w niej refleksjami, jak "doić" Unię Europejską, będąc europosłem. Pisze, że polscy europosłowie to robią.

- Uważam, że dyskutujemy o marginaliach. Więcej patologii jest w kwestiach strukturalnych. Weźmy dla przykładu politykę spójności.

- A czy nie jest patologią, że ktoś po pięciu latach bycia europosłem dostaje ponad 5 tys. zł emerytury? W Polsce mało kto może liczyć na o wiele mniejszą emeryturę, i to po przepracowanym całym życiu.

- Zgadzam się, że to bulwersuje. Ale pamiętajmy, że wzięło się to z uśrednienia dochodów w całej Unii, a więc najbogatsze kraje jakby zawyżyły dochody polskich europosłów. Ale na tym inni Polacy też zyskują, bo wyjeżdżają do pracy za granicę i dostają tam dużo wyższe stawki niż w Polsce i na dodatek z pełnymi osłonami socjalnymi. Gdybyśmy próbowali obciąć dochody europosłów do polskiego poziomu, to oznaczałoby, że dajemy przyzwolenie na precedens i że możemy się zgodzić na to, aby Polacy zatrudniani w Wielkiej Brytanii czy w Niemczech pracowali za polskie stawki.

Polub nas na Facebooku