"Super Express": - Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla tygodnika "W Sieci" stwierdził, że mówiąc o porażce 27:1 w czasie reelekcji Donalda Tuska, opozycja zapomina, że "ta jedynka to jest Polska". Czyżby Kaczyński każdą porażkę obracał w sukces?
Marek Migalski: - Kaczyński każdą porażkę chciałby obrócić w sukces, czyli postępować tak jak każdy polityk, a zatem nie przyznawać się do błędów. Wszyscy rozumieją - analitycy, politycy, ale również sam Jarosław Kaczyński - że szczyt brukselski był porażką Polski. Ale prezes PiS musi robić dobrą minę do złej gry i przekonywać swój elektorat, że nigdy nie popełnia błędów i wszystko, co robi, jest doskonałe. Musi utwierdzać swoich wyborców w przekonaniu o własnym geniuszu taktycznym i strategicznym.
- Czy ta twarda, bezkompromisowa postawa PiS względem UE to tylko mina strojona na użytek polityki wewnętrznej, a w codziennej pracy w UE głos Polski jest już wyważony?
- Tak było do tej pory. Na użytek wewnętrzny wypowiadano bardzo buńczuczne słowa, natomiast w UE postępowano w sposób bardzo ugodowy i niewywołujący kontrowersji. Taka polityka była prowadzona przez półtora roku i jej celem było tak naprawdę zwiększanie poparcia społecznego w Polsce. Bo polityka zagraniczna rządu PiS jest w istocie polityką wewnętrzną.
- Czy teraz coś się zmieniło w kwestii rzeczywistych relacji z UE?
- Trochę tak. Jednak zachowanie polskiej delegacji w Brukseli wykraczało poza europejskie standardy. I dziś już trudno będzie PiS prowadzić taką politykę, o jakiej mówiliśmy wcześniej - a więc twardo w kraju, a miękko za granicą.
- Dlaczego?
- Ponieważ słowa wypowiedziane przed, w trakcie i po tym szczycie daleko odbiegają od standardów europejskich. Zarówno pani premier Szydło, jak i Witold Waszczykowski oraz Jarosław Kaczyński wielokrotnie obrazili osobiście liderów europejskich i ich narody. I myślę, że od dzisiaj będzie o wiele trudniej udawać polskiej delegacji, że nic się nie stało i były to tylko słowa skierowane na użytek wewnętrzny, ponieważ wyszły one daleko poza standardy dyplomatyczne.