"Super Express": - Początek roku i jak zawsze - problemy ze służbą zdrowia. Tym razem zamykane są oddziały, a nawet całe szpitale. Nowa świecka tradycja?
Jacek Krajewski: - Koniec roku to czas podsumowania, to zawsze czas oceny tego, jak będzie wyglądać sytuacja w kolejnym roku. Wtedy też widzimy, że na przykład jakaś grupa w służbie zdrowia nie dostanie takiego finansowania, jak oczekiwała, stąd biorą się protesty.
- Co sprawia, że do tak poważnych sytuacji dochodzi?
- To jest problem przede wszystkim niedofinansowania służby zdrowia. System opieki zdrowotnej w Polsce jest jednym z najsłabiej zasilanych finansowo w Unii Europejskiej. Ciężar zapewnienia odpowiednich świadczeń zdrowotnych przerzuca się na wykonawców, czyli lekarzy i personel medyczny. Problemem służby zdrowia jest niedofinansowanie, brak kadr nie tylko lekarskich, ale też pielęgniarskich. Sytuacja ta sprawia, że co jakiś czas musi nastąpić poważny kryzys.
- Kryzysów było wiele, ale na przykład protest pielęgniarek przyniósł efekt w postaci zwiększenia płac?
- Ale właśnie na tym polega problem, że gdy pojawia się kryzys, doraźnie podnosi się na przykład pensje pielęgniarkom, które w danym momencie protestują. O innych grupach się już nie myśli. To doraźne gaszenie pożarów, nie idzie za tym jednak próba systemowych reform służby zdrowia.
- Co trzeba zrobić, by zmienić tę sytuację?
- Bezwzględnie potrzeba systemowych zmian. Nie wystarczy gaszenie pojedynczych pożarów. Konieczne jest zwiększenie nakładów, poprawienie infrastruktury, ale też wzmocnienie liczebności kadr. Bo kadry medyczne są nie tylko niewielkie, ale też mocno zaawansowane wiekowo. Wykształcenie lekarza to nie tylko te sześć lat studiów w akademii medycznej, ale też kolejne lata praktyki. I żeby mówić, że mamy do czynienia z lekarzem w pełni tego słowa znaczenia, musi upłynąć 12 lat - studiów i praktyki lekarskiej.
- W polskiej służbie zdrowia problemem wydaje się też kwestia pokoleniowa. Zdecydowana większość pielęgniarek czy lekarzy jest mocno zaawansowana wiekowo. Czy grozi nam sytuacja, że po prostu nie będzie miał nas kto leczyć?
- Niestety - młodych lekarzy w Polsce jest stanowczo zbyt mało. I ta zmiana pokoleniowa nie następuje. Mamy kilkunastoletnią wyrwę, lukę nie do zapełnienia.
- Gdy wybuchł protest rezydentów, część zwolenników obecnego rządu mówiła o opuszczaniu przez lekarzy łóżek pacjentów, braku odpowiedzialności młodych lekarzy...
- Pamiętajmy, że na lekarzach i pielęgniarkach ciąży ogromna odpowiedzialność - za zdrowie i życie pacjenta. Tymczasem zarówno wynagrodzenia, jak i warunki, w których lekarze i pielęgniarki muszą pracować, są całkowicie nieadekwatne do tej odpowiedzialności. I to trzeba bezwzględnie zmienić. Pamiętajmy też, że problem ochrony zdrowia to nie tylko kwestia ostatnich miesięcy czy dwóch lat, ale kilkunastu lat. Pamiętamy bardzo poważne protesty anestezjologów pod koniec lat 90., potężne protesty pielęgniarek w 2007 r., w czasie gdy premierem był Jarosław Kaczyński. A teraz są protesty umownie nazwane protestami lekarzy rezydentów, choć tak naprawdę to protest wszystkich zawodów medycznych. Protesty w służbie zdrowia mają miejsce od lat. I chodzi o kwestie systemu ochrony zdrowia, nie o bieżącą politykę.
Zobacz także: Protest lekarzy to gra bezpieczeństwem pacjentów? Tak sugeruje Radziwiłł