"Super Express": - Rząd ogłosił zwiększenie deficytu budżetowego o 16 miliardów, łącznie do 51 miliardów złotych. I zapowiedział zawieszenie kilku zasad z ustawy o finansach publicznych. W tym nieprzekraczania progu 50 proc. długi w relacji do PKB.
Dr Andrzej Sadowski: - To błąd. Rząd powinien dostosować wydatki budżetu do poziomu jego dochodów. I zamiast zwiększać dług, zmniejszać wydatki. Mechanizm zwiększania długu jest dla przyszłości kraju, gospodarki i obywateli niszczący. Choć wysokość tej zmiany mnie nie zaskakuje mnie, bo być może nie jest to wcale ostatnia korekta.
- Nieostatnia? Czy budżet przygotowany przez ministra Rostowskiego był z założenia nierealny?
- Z założenia każdy jest nierealny, gdyż opiera się na prognozach. Zarówno ten, jak i poprzednie, jest propagandowej natury, bo dopiero "w praniu" jest urealniany. Nowelizacja budżetu nie powinna być jednak elementem walki politycznej, ale automatycznej korekty. Dochody spadają, więc redukuje się wydatki. W USA, kiedy dochody państwa spadają, to np. urzędnicy federalni idą na przymusowy urlop.
- Trudno to sobie u nas czy w Europie wyobrazić.
- Trudno, ale wszystko w rękach rządu. Moim zdaniem system z OFE jest zły. Rząd zdecydował się na ryzykowny krok, jakim jest zmiana złego systemu emerytalnego i przywrócenie ograniczonego wyboru między ZUS a OFE. Tym bardziej powinien więc zdecydować się na zmianę nieefektywnego systemu podatkowego. Zgodnie z prawem Murphy'ego - skoro zawiodły wszystkie inne możliwości, może zdecydujmy się na tę, która działa? Ale przecież nie przez wzrost aparatu represji, przez zaglądanie inspektorów skarbowych w konta bankowe Polaków i kąty ich mieszkań...
- Właśnie. Z Ministerstwa Finansów wyszły na razie pomysły likwidacji tajemnicy bankowej, kontroli przedsiębiorców bez zapowiedzi, udostępnienia policji danych podatników. To niczego nie zmieni?
- Tylko na gorsze. Nie przyniesie tych 30 dodatkowych miliardów zł, a dodatkowo zbuduje wrażenie, że sytuacja budżetu jest zdecydowanie gorsza, niż rząd oficjalnie twierdzi. Te nadzwyczajne policyjne metody spotkają się też zapewne z oporem społecznym. Premier powinien mieć tego świadomość. Naloty dywanowe na przedsiębiorców coś na krótką metę może mu dadzą, ale zostaną mu zapamiętane i będzie reakcja przy urnach. Powinien po prostu uprościć system.
- Rząd na razie upraszczał swoje reakcje. Brakowało pieniędzy? To podniósł podatki czy akcyzę. Okazało się jednak, że po tym wpływy do budżetu spadły. Minister Rostowski nie wyczuł, w którym momencie należy przestać podnosić podatki?
- Tego nie wyczuli także poprzedni ministrowie. Nieustanne podnoszenie podatków naprawdę nie przekłada się automatycznie na wzrost dochodów. I nie jest tak, że w Europie jak brakuje w budżecie, to podnosi się podatki. Weźmy ostatni przykład - Łotwę. Zapowiedziano obniżkę podatków, co ma im przynieść wzrost dochodów budżetu. I bez wątpienia za chwilę przyniesie. Jeżeli ta dysproporcja, podnosząca podatki Polska i obniżająca Łotwa, się utrzyma, to za chwilę wielu Polaków przez bliskość Łotwy zacznie tam regulować swoje zobowiązania podatkowe.
- Dlaczego zatem rząd podnosi akcyzę i podatki, skoro jest to przeciwskuteczne?
- To temat rzeka. Ograniczę się do dwóch kwestii. Pierwsza - mamy do czynienia z czymś, co noblista Milton Friedman opisał jako "tyrania status quo". W sytuacji długoletniego rządzenia utrzymuje się za wszelką cenę te same rozwiązania, bez dokonywania zmian. I rządy obrastają w rozmaite grupy interesów, którym status quo jest na rękę. I druga - zmiany dokonywane pod koniec urzędowania, a nie na początku niosą ze sobą większe ryzyko. Więc politycy ich nie podejmują.
Dr Andrzej Sadowski
Wiceszef Centrum im. Adama Smitha