„Super Express”: - Z badań Instytutu Profilaktyki Zintegrowanej wynika, że łatwo dostępna w internecie pornografia jest dużym problemem wśród nastolatków. 11 proc. z nich ogląda ją codziennie. Dwa razy tylko sięga po nią od 11 do 30 razy miesięcznie. Inni oglądają jej mniej, ale też mają z nią kontakt. Inna badania pokazują, że z pornografią stykają się już dzieci w podstawówce. Mamy do czynienia z ogromnym problemem społecznym, z którym trzeba będzie się zmierzyć. Wśród rządzącym jest tego świadomość?
Dorota Bojemska: - Przede wszystkim, dobrze, że raport oparty na tak twardych danych powstał, ponieważ pokazuje wyraźnie skalę problemu. Bo problem jest i, niestety, dziś rodzice wobec niego czują się po prostu bezradni. Nie ma bowiem żadnych barier, które chroniłyby dzieci przed kontaktem z pornografią. Skoro już mamy diagnozę, że dzieci oglądają ją masowo i regularnie, to teraz musimy stworzyć odpowiednie narzędzia, które pozwolą się z tym problemem zmierzyć.
- I jakie sposoby walki z tym zjawiskiem są? Bo rozumiem, że w ministerstwie rodziny i w rządzie prace nad nimi trwają.
- Tak, wszyscy zdają sobie sprawę z powagi sytuacji. Na najbliższy poniedziałek premier Morawiecki zaprosił nas, Radę Rodziny, na spotkanie, by o tym dyskutować. Szczegółów na razie nie mogę zdradzić, bo nad nimi pracujemy. Na pewno trzeba stworzyć narzędzie, które będzie skutecznie weryfikować wiek użytkowników internetu. Moim zdaniem, to najistotniejsze dziś zadanie, jakie przed nami. Oczywiście, takie narzędzie powinien stworzyć rynek, a nie państwo, bo jego zadaniem powinna być tylko kontrola, czy to narzędzie działa.
- Rynek ze swojej natury nie lubi się sam regulować, więc chyba będzie potrzebna ingerencja państwa...
- O konkretnych rozwiązaniach będziemy mogli mówić, kiedy przedyskutujemy propozycje, które się pojawiają, by się z tym problem zmierzyć. Jest projekt stowarzyszenia „Twoja sprawa”, który bardzo wiele konkretów zawiera. Jest w nim definicja, czym są kwalifikowane treści pornograficzne, jest pomysł instytucji regulacyjnej. Podobne działanie podejmowane są też w innych krajach i które musimy zastosować także w Polsce.
- Pytanie, czy będą to głównie rozwiązania technologiczne, czy też prewencyjne i edukacyjne?
- Tu trzeba iść wielotorowo i nie ograniczać się tylko do jednego rodzaju działań. Ważna jest i technologia i edukacja, zwłaszcza rodziców, którzy muszą dowiedzieć się, jakie zagrożenia niesie ze sobą smartfon w rękach ich dzieci.
- Ktoś o poglądach liberanych czy lewicowych mógłby powiedzieć, że problem jest olbrzymi i trzeba też zająć się edukacją dzieci. Do tego potrzebna jest w szkołach edukacja seksualna, by o zagrożeniach wynikających z obcowania z pornografią mówić w sposób dla nich zrozumiały.
- No tak, ale trzeba jasno sprecyzować co taka osoba miałaby na myśli, mówiąc o edukacji seksualnej. Bo wydarcie seksu z pojęcia osoby ludzkiej, tworzy potem odhumanizowanie osoby ludzkiej. Musimy widzieć człowieka spójnego razem z jego seksualnością, a nie mówić tylko o samym akcie seksualnym. Edukacja seksualna powinna być więc integralna i mówić o rozwoju psychofizycznym, być może również z ruchowym.
- Pamiętam oburzenie prawicy na temat wytycznych WHO co do edukacji seksualnej i tam to wszystko jest. Jeśli spojrzymy zresztą na inne kraje, które mają edukację seksualną na wysokim poziomie, to sam akt seksualny jest tylko częścią szerszej opowieści o uczuciach, nauki asertywności czy właśnie tłumaczenie, dlaczego pornografia to nie życie.
- Trzeba też sobie jasno powiedzieć o tym, o czym wspominał kilka dni temu seksuolog prof. Debko: pornografia, a to, jak faktycznie wygląda życie seksualne to dwa różne światy. Dzieci budują wizję swojej seksualności na bazie tego, co im oferuje przemysł pornograficzny. A to prowadzi do ogromnych problemów w radzeniu sobie z więziami międzyludzkimi i skutkuje dysfunkcjami seksualnymi. Problem jest rzeczywiście duży i jak najszybciej trzeba się z nim zmierzyć.
Rozmawiał Tomasz Walczak