"Super Express": - Między innymi dzięki pańskiemu zawiadomieniu prokuratura wszczyna śledztwo w sprawie kontrowersyjnego spektaklu "Klątwa" w warszawskim Teatrze Powszechnym. Jednocześnie zamieszanie wokół tego przedstawienia sprawiło, że bilety na nie wyprzedały się na pniu. Płacą coś panu za promocję?
Dominik Tarczyński: - Wręcz przeciwnie. Domagam się teraz zwrotu środków wydanych na ten tzw. spektakl.
- A widział go pan?
- Nie, nie byłem. Nie chcę brać w tym udziału. Nie chcę tego wspierać finansowo. Wystarczy mi to, co widziałem na filmach nagranych przez osoby, które tam były. Wystarczy, że widziałem oburzenie osób, które brały w tym udział. Wystarczyły mi doniesienia medialne. Nie chcę więc być widzem tej obrzydliwości. Tak jak nie trzeba być chorym na serce, aby być dobrym kardiologiem, tak nie trzeba widzieć tej sztuki, żeby mieć opinię na temat jej celu.
- Może kiedy zobaczyłby pan sztukę, a nie tylko fragmenty, dostałby pan jakiegoś olśnienia? Może okazałoby się, że jej obrazoburcze fragmenty składają się w jakąś intrygującą całość i doceniłby pan ten spektakl?
- Możemy dokonać przestępstwa, wychodząc na ulicę i bijąc kogoś, a potem przekonywać, że to był artystyczny performance. A jak nie wierzycie, to zobaczcie całość, bo najpierw pocałowałem, a dopiero potem pobiłem. Kontekst pokazuje, że chodziło o miłość. Naprawdę, nie bądźmy śmieszni. Znamy twórczość tego reżysera. Wiemy, że podobne rzeczy robił w przeszłości w innych miejscach. Jest człowiekiem, który gra wyłącznie na skrajnych emocjach, a w Polsce został wykorzystany politycznie. Pieniądze publiczne zostały wydatkowane na polityczną prowokację.
- Ale koszty się zaraz zwrócą, bo jak wspomniałem, ludzie walą do Teatru Powszechnego drzwiami i oknami.
- To się okaże. Jeśli bowiem prokuratura stwierdzi, że doszło do przestępstwa polegającego na obrazie uczuć religijnych, to będę domagał się zwrotu publicznych pieniędzy, które zostały wydane na przygotowanie tego paskudnego przedstawienia. Nie może być tak, że czerpie się korzyść z przestępstwa. Co więcej, jeśli prokuratura uzna, że do przestępstwa doszło, to powinna za to odpowiedzieć m.in. Hanna Gronkiewicz-Waltz. Nie może być tak, że - tak jak twierdzą - nie wiedzą, co dzieje się w teatrach i w to nie ingerują.
- Pan też nie wiedział, co się dzieje, dokąd nie poinformowały o tym media. Gdyby TVP nie epatowała cały czas kontrowersyjnymi fragmentami przedstawienia, nie miałby pan okazji, żeby się oburzyć.
- TVP informowała, a nie epatowała. Gdyby ktoś mi nie powiedział o tym, co dzieje się w Teatrze Powszechnym, nie reagowałbym, podobnie jak w przypadku innych przestępstw, o których nie wiem. Ale wiem, więc gdybanie nie ma tu sensu. Nie może być bowiem tak, że wykorzystuje się publiczne pieniądze, aby realizować polityczne cele, obrażając przy okazji ludzi i ich uczucia.
- Zastanawia mnie, jak można obrazić uczucia kogoś, kto tej sztuki nie widział i do niedawna nie wiedział o jej istnieniu.
- Oczywiście, że można. Osoby, które brały w tym udział, wyraziły swoje oburzenie. Nie jest też tak, że trzeba brać udział w przestępstwie, żeby złożyć zawiadomienie w tej sprawie.
- To inaczej - prawica uważa, że zmorą współczesnego świata jest poprawność polityczna i dzielnie z nią walczy. Sami chcecie poprawność polityczną stosować wobec sztuki, która się wam nie podoba. Nie ma w tym hipokryzji?
- My szanujemy prawo i je egzekwujemy. Nie ma to nic wspólnego z poprawnością polityczną, która mówi o tym, że nie reaguje się na idiotyzmy w rodzaju "ślimak jest rybą".
- To raczej szacunek wobec przekonań innych i tolerancji dla nich.
- Jak już powiedziałem, według mnie doszło do obrażenia ludzi, znieważenia symboli religijnych. Za to kodeks przewiduje kary i mam nadzieję, że prokuratura potwierdzi moje obawy, iż doszło do przestępstwa.
Zobacz także: TYLKO U NAS! Aktor kontrowersyjnej sztuki "Klątwa": Spodziewaliśmy się protestów