- Stop aborcji! - wzywa poseł PiS. W Sejmie jest od niedawna, więc przedstawiamy go krótko: magister prawa kanonicznego, twórca filmów o tematyce chrześcijańskiej, były asystent świecki brytyjskiego egzorcysty.
Czy kobiety powinny traktować poważnie pańską deklarację? - Mówię to na 100 proc. poważnie - odpowiedział nam. - Z pełną odpowiedzialnością i przemyślanie. Nie robię tego pod publiczkę. To jest moja odpowiedź na argument kobiet, że nie urodzą dziecka z gwałtu. Jestem przeciwko zabijaniu nienarodzonych dzieci i stąd ta decyzja. Chce pokazać, że jest tylu ludzi, którzy z różnych powodów nie mogą mieć dzieci. Jestem żonaty, ale nie mamy dzieci. Nie chcę brnąć w prywatne sprawy, ale jeśli któraś kobieta nie będzie chciała wychowywać dziecka z gwałtu, to niech zgłosi się do mnie albo poszuka innych ludzi, którzy je wychowają. Ja to dziecko adoptuję - zapewnia polityk. To bardzo szlachetna i odważna deklaracja. Pojawił się jednak cień wątpliwości. Posła Dominika Tarczyńskiego znaliśmy dotąd z niezbyt poważnych działań. "Zapraszam cię na solo, bydlaku" - to przecież jego słowa! Powiedział to do byłego prezydenta Lecha Wałęsy (73 l.), który mógłby być jego ojcem. Z kolei rok temu przed wyborami parlamentarnymi napisał na Twitterze: "Czas na naszą wygraną! Jeśli PiS zdobędzie jesienią samodzielną większość, zabieram dwie losowo wybrane osoby z TT na rejs po Karaibach. Serio". PiS wygrał, on sam otrzymał 7475 głosów. A wycieczka, panie pośle?
ZOBACZ: Jan Sowa: Elity bardziej konserwatywne niż społeczeństwo