Kiedy prezydentem staje się się nie z przekonań, a z procesu
W politologii znany jest tzw. effect of incumbency. To zjawisko, w którym postrzeganie osoby sprawującej urząd ulega transformacji wraz z czasem i okolicznościami pełnienia funkcji. Co ciekawe, ten mechanizm działa niezależnie od początkowego poziomu społecznego poparcia czy politycznego zaplecza.
Weźmy chociażby Ronalda Reagana, George’a W. Busha czy Emmanuela Macrona. Każdy z nich startował z różnym poziomem sceptycyzmu społecznego. A jednak: siła urzędu, jego symbolika i obowiązki narzucają rytm, który zmusza do zmiany stylu i sposobu komunikowania się z obywatelami. Czy Karol Nawrocki może podążyć tą drogą? Niewykluczone – zwłaszcza jeśli wyjdzie poza ramy prezesa IPN i zacznie przemawiać jako „głos wspólnoty”.
Socjologiczna moc prezydentury. Symbol buduje się w oczach ludzi
Nie sposób uciec od koncepcji Pierre’a Bourdieu. Ten francuski socjolog tłumaczył, że instytucje mają władzę symboliczną tylko wtedy, gdy ludzie ją uznają. Prezydent, choć wybierany politycznie, pełni rolę głęboko społeczną. Jest projekcją nadziei, złości, lęków, dumy, bywa odbiciem narodowego stanu ducha.
To właśnie dlatego nawet ideowi politycy po objęciu funkcji prezydenta rewidują swoje zachowania – przykłady Van der Bellena w Austrii czy Steinmeiera w Niemczech to nie wyjątek, a reguła zachodnich demokracji. Możliwe więc, że Nawrocki – jeśli chce realnie sprawować urząd, a nie tylko administrować nim – będzie musiał wejść w rolę integratora, nie reprezentanta frakcji.
Nowy prezydent przyłapany z żoną na balkonie. Kawa, czapka z daszkiem i dymek
Nowoczesny wyborca nie jest betonem. Zmienność to norma
Badania CBOS i Europejskiego Instytutu Polityki Społecznej są w tej sprawie jednoznaczne: Polacy coraz rzadziej deklarują stałość ideową, a coraz częściej pragmatyzm. Co to znaczy? Że mogą głosować na jedną partię, ale cenić prezydenta wywodzącego się z innej. Że potrafią docenić spokój i kompetencję ponad ideologię.
W kontekście Karola Nawrockiego to bardzo ważne. Jego związki z IPN i z PiS mogą być dla wielu punktem zapalnym, ale jeśli pokaże się jako prezydent bardziej stabilny niż wojowniczy, bardziej państwowy niż partyjny – zyska przestrzeń do odbudowy zaufania. A przecież w obecnym chaosie to właśnie przewidywalność i godność pełnienia funkcji są na wagę złota.
Nawrocki jako „czysta kartka”? Brzmi naiwnie – ale historia to zna
Pojęcie political outsider with insider potential, czyli człowieka spoza klasycznej gry parlamentarnej, ale z potencjałem instytucjonalnym, powraca w badaniach politologicznych coraz częściej. W XXI wieku wyborcy nie tylko akceptują outsiderów – oni wręcz ich szukają. Dlaczego? Bo mają dość zgranych twarzy, cynizmu i politycznej kalkulacji.
Jeśli Nawrocki nie zacznie krzyczeć z partyjnej mównicy, a zamiast tego przemówi głosem instytucji – może trafić do elektoratu wyczulonego na ton, nie na przeszłość. Przykład Zełenskiego, aktora stającego się symbolem oporu, pokazuje, jak bardzo to jest możliwe. Nawet Trump z zupełnie innej strony sceny zbudował narrację outsidera, który „zburzy system od środka”.
Wnioski: czy Nawrocki to tylko PiS w Pałacu? Niekoniecznie
Na razie Karol Nawrocki jest dla wielu twarzą znaną głównie z Instytutu Pamięci Narodowej i wystąpień o historii. Ale jeśli potraktuje prezydenturę jak rolę społeczną, nie tylko polityczną, to może się okazać, że właśnie w nim wyborcy zobaczą coś nowego.
Nie będzie to łatwe. Musi:
- zdystansować się od partyjnych bitew,
- zbudować swój własny język i rytuały prezydenckie,
- odnaleźć w sobie więcej arbitra niż urzędnika, więcej symbolu niż mówcy o IPN.
Ale jeśli to zrobi – nie tylko nie będzie „prezydentem PiS”, ale może zaskoczyć jako figurant zmieniający zasady gry. Takie rzeczy już się zdarzały. Może historia napisze ten rozdział jeszcze raz?
Poniżej najnowsza galeria zdjęć z wypadu Nawrockiego z żoną i córką w Bieszczady. Zobacz unikatowe zdjęcia!
