Idee mogą być mądre i głupie, poglądy chwytliwe i szalone, myśli bezmyślne i świeże, a dowcipy subtelne bądź ordynarne. Na tym rynku jest sporo śmieci, mnóstwo tandety, trochę pereł, a najwięcej solidnego towaru. O urodzie demokracji świadczy jej prawie nieskrępowana różnorodność. A teraz do rzeczy.
Wojewódzki i Figurski w swoim programie w Esce Rock wyemitowali piosenkę "Jarek po trupach do celu ( ), każdy chce leżeć na Wawelu". Spotkała się ona z dość powszechnym oburzeniem. Została uznana za co najmniej niesmaczną, ale także za obrzydliwą. Dla mnie ta rzekoma satyra nie jest śmieszna, nie jest pomysłowa. Taki gimnazjalny wymysł. Nie będę dołączał do chóru dezawuującego duet spikerów skandalistów. Bo ja nie mam tu żadnego znaczenia. Wojewódzki i Figurski nie przychodzą do pracy na rynek, żebym akurat ja był zadowolony. Mają swoich klientów, którzy tłumnie garną się do ich kramu. Jest ich całkiem sporo. Kiedy ci dwaj panowie chamsko obrażali na antenie Lecha Kaczyńskiego, sugerując jego upośledzenie, ewidentnie nie można było im na to pozwolić. Dostali po uszach, podkulili ogonki i przeprosili. Ale to jest inna sytuacja. Na rynku zwanym demokracją trzeba konkurować na kramy, trzeba wystawiać taki towar, na który jest popyt. Można oczywiście atakować dwójkę skandalistów, zarzucając im przeciąg w umysłach i próżnię w czaszkach. To nie ma jednak za grosz sensu. Oni pokazali, że mają atuty w ręku i potrafią je wykorzystać.
Jeżeli wolność słowa kłóci się z bezguściem, to w demokracji musi wygrać wolność słowa. Musi, bo jest fundamentem demokracji. Dlatego w imię zasad bronię Wojewódzkiego i Figurskiego. Wbrew własnym uczuciom.