Dla Polaków polityka to szemrany interes

2009-12-21 3:00

W debacie "Super Expressu" na temat XX-lecia transformacji Polski dziś opinia socjolog prof. Mirosławy Grabowskiej

"Super Express": - Mija 20 lat polskiej transformacji. Jak pani ocenia ten proces?

Prof. Mirosława Grabowska: - Jako wielki sukces. I nie jest to tylko mój punkt widzenia. Także społeczny, subiektywny odbiór wynikający z badań opinii CBOS wskazuje, że ludzie są coraz bardziej zadowoleni z życia, ze swoich warunków materialnych, nawet z dochodów (choć w tej ostatniej sferze wciąż jeszcze jest więcej niezadowolonych niż zadowolonych). Nie chcę przesadzić, używając słowa "szczęśliwi", ale życie przynosi im coraz większą satysfakcję.

- Proces przemian był jednak dość gwałtowny i odcisnął swoje piętno na kondycji społecznej. Nie obyło się bez wad i kosztów…

- Oczywiście, ten ogólnie pozytywny obraz nie może być pozbawiony szeregu zastrzeżeń. Nie wszyscy skorzystali na zmianach w równym stopniu. Niektórzy stracili relatywnie, niektórzy bezwzględnie. I zadaniem agend państwowych powinna być pomoc na przykład ludziom z obszarów po PGR. Mamy już jednak całe pokolenie ukształtowane przez nową rzeczywistość. Lepiej wykształcone niż którekolwiek przedtem. Mające ambicje zawodowe i finansowe, studiujące za granicą. I niewątpliwe koszty przemian przyćmione są przez blaski. Moja generacja nie miała nawet 10 proc. tych możliwości. Szczerze tym młodym ludziom zazdroszczę i jednocześnie wiążę z nimi duże nadzieje.

- Co uznałaby pani za kamienie milowe tych 20 lat?

- Reformy polityczne i gospodarcze z lat 1989-1990, a w drugiej kolejności wejście Polski do Unii Europejskiej. Pomimo zrozumiałych obaw związanych z członkostwem, rozszerzenie UE dało krajowi i obywatelom olbrzymie możliwości. Co ciekawe, te wątpliwości i obawy co do członkostwa są akurat w polskim społeczeństwie niewielkie. Dużą rolę gra tu poczucie dowartościowania i bezpieczeństwa. Integrowanie się ze światem, który jest bardziej zamożny od nas, daje pewne gwarancje i nadzieje.

- Przewaga pozytywnych ocen rzeczywistości ma się jednak nijak do oceny elit politycznych wolnej Polski.

- To jest problem. Ludzie uzdolnieni, z ambicjami omijają politykę szerokim łukiem, uważając ją za niejasną sferę szemranych interesów. Wybierają inne dziedziny aktywności. Nie jest to zawinione bezpośrednio przez ludzi. Problemem są rozwiązania prawne. Weźmy przykład ordynacji wyborczej. Tu posuwaliśmy się od ściany do ściany. Na początku, w 1991 roku, ordynacja doprowadziła do tego, że w Sejmie znalazło się 29 ugrupowań. Z kolei obecnie "wejście do polityki" jest niemal niemożliwe, scenę polityczną obwarowaliśmy zbyt szczelnie. To rozwiązania prawne zamknęły system partyjny, być może nadmiernie go ustabilizowały.

- Przed kilku laty nastąpił jednak bunt przeciwko politykom i modelowi III RP.

- Od afery Rywina, od wiosny 2003 do wyborów 2005 roku przeważał sprzeciw może nie tyle wobec modelu III RP, co wobec kolejnych afer. Stworzyło to atmosferę oczekiwania na zmiany, dobrze ujęte w haśle "IV Rzeczpospolitej". Trudno orzec, czy politycy PiS i PO naprawdę chcieli zerwania ciągłości, ale retoryka "nowego początku" była skuteczna. Z dzisiejszej perspektywy wydaje się, że był w tym przerost emocji i przesada. Żadna afera, nawet poważna, nie musi przecież wywracać państwa. Problem z powstaniem koalicji PiS-PO zakończył zresztą krótki żywot tej idei, a może w ogóle strategii nastawionej na radykalną zmianę. Myślę, że nauczyło to nas ostrożności wobec podobnie buńczucznych zapowiedzi.

- W latach 90. istotnym powodem do niezadowolenia była uprzywilejowana pozycja "właścicieli PRL". Miękkie lądowanie komunistycznych elit było grzechem pierworodnym wolnej Polski.

- To nie przestało mieć znaczenia, ale ludzie zdają sobie sprawę, że wymierzenie sprawiedliwości za czasy PRL staje się coraz trudniejsze. Te rachunki pozostaną prawdopodobnie niewyrównane. Niedawna decyzja o odebraniu byłym funkcjonariuszom SB wysokich dodatków do emerytur nie miała większego oddźwięku społecznego. 15 lat temu byłoby inaczej. Dziś obeszło to bezpośrednio zainteresowanych, ich politycznych reprezentantów i kategorię starszych osób pamiętających komunizm i jakoś pokrzywdzonych.

- Czy można zatem stwierdzić, że Polacy po 20 latach nie mają powodu do buntu? Nawet jeżeli nie z powodów politycznych, to ze względu na pewną latynizację kraju? Szanse dla młodych otwiera wciąż głównie kilka dużych miast.

- Nie zgodzę się z opinią o latynizacji. Jeż-dżąc po kraju, wyraźnie widzimy, że poza największymi miastami nie ma wcale czarnych dziur. Niektóre obszary wokół dużych miast, jeśli mają dobrego gospodarza, to wyglądają jak amerykańska prowincja. W oczy rzucają się okazałe, wyremontowane szkoły z boiskami, znacznie lepsze niż warszawskie… Wyobrażenie podziału na metropolie i prowincję staje się stereotypem mijającym się z prawdą. Coraz więcej zależy od władz samorządowych, a nie od wielkości miasta czy jego położenia.

- U progu przemian pisano, że polskie społeczeństwo upodobni się do zachodnich. Upodobniło się?

- Nie sądzę, by kiedykolwiek się upodobniło. Społeczeństwa są różne i lepiej, jeśli takie pozostaną. Ale zmiany zaszły. Wyzwoliły w Polakach przedsiębiorczość. Pracujemy ciężej niż wiele zachodnich społeczeństw, co widać w statystykach. Jednak wciąż jesteśmy bardzo rodzinni, religijni i tradycjonalistyczni. Jednocześnie w ciągu ostatnich lat zaszły pewne zmiany dotyczące etyki życia seksualnego czy rodzinnego. Tu zbliżyliśmy się do Zachodu, choć poziom przyzwolenia na pewne rzeczy (antykoncepcję, aborcję, rozwody…) jest wciąż niższy. Trudno przewidzieć, czy ten związek tradycjonalizmu z modernizacją będzie dobrze działać. Ale jest bardzo interesujący z socjologicznego punktu widzenia, a mnie bliski ze względu na moje poglądy.

Prof. Mirosława Grabowska
Socjolog, dyrektor Centrum Badania Opinii Społecznej, wykłada w Instytucie Socjologii UW