Bohaterem powieści jest Harper Curtis, bezrobotny i bezdomny przestepca z lat 30 w Chicago przypadkiem odkrywa dom, który jest portalem pozwalającym przejść do innych momentów w czasie. Choć nie wszystkich. Może się przenieść tylko do lat 90.
I zaczyna mordować, starannie dobierając swoje ofiary określane jako "lśniące dziewczyny". Przenosi się do czasów, gdy są jeszcze małymi dziewczynkami, bierze trofeum i czeka, aż dorosną do odpowiedniego wieku.
Drugą bohaterką jest jedną z niedoszłych ofiar, której nie udaje mu się zabić. Kirby Mazrachi, która wraz ze znajomym dziennikarzem szuka innych dziewczyn, którym udało się ujść z życiem z rąk Curtisa.
Ciekawym tłem książki są kulturowe porównania USA z lat 30, z realiami kraju z lat 90. Kobiety (nie tylko feministki) mogą się zachwycić tą powieścią już za same ideolo. Beukes jest feministką, a nawet kimś więcej, ale tych, których cała dyskusja o gender nieco świerzbi nie powinno to odstraszać. Owszem, ofiarami Curtisa są osoby typu feministek, transseksualistek, lesbijek, a co najmniej samotnych matek, którym jest ciężko, ale galeria postaci z oficjalnego, postępowego rozdzielnika nie przesłania czego tam jeszcze potrzeba według popularnego dziś rozdzielnika.
Lubię powieści (i filmy), które mieszają w sobie kilka gatunków. Dlatego lubię choćby powieści Jonathana Carrolla, który ma gdzieś literackie szufladki, marudzenie krytyków o gatunkach, a myśli głównie o tym, żeby było ciekawie i czytelnik czuł się zadowolony.
Laureen Beukes nie jest Carrollem. Nie jest też Stephenem Kingiem, a może raczej Deanem Koontzem, z którym jej pomysł na powieść skojarzył mi się najbardziej. Jeżeli lubicie ich powieści, może wam się jednak spodobać także Beukes, choć niewątpliwie zwrócicie uwagę na jej słabsze strony, których nie umiała się ustrzec.
Co kuleje? Wątek związany z fantastyką, tajemniczym domem, przenosinami w czasie i związanych z tym ograniczeń i tajemnic. Tu autorka nawaliła na całego. Jest jednak coś, czym zdecydowanie nadrabia i co pozwala wciągnąć się w „Lśniące dziewczyny”. To wątek kryminalny i kreowanie postaci. To jej mocna strona.
Cóż, nikt nie zostaje Kingiem czy Koontzem od razu. W przypadku Beukes można jednak powiedzieć, że idzie we właściwym kierunku.
MS
Laureen Beukes, „Lśniące dziewczyny”, wydawnictwo Rebis, 2014
Dean Koontz w wersji gender? - Laureen Beukes, „Lśniące dziewczyny”, recenzja
2014-05-08
19:42
Zaskakujący kryminał, a może raczej thriller science-fiction. Seryjny zabójca, podróże w czasie, zagadka i para (niedoszła ofiara i dziennikarz) na tropie mordercy, który wymyka się policyjnej (i nie tylko) logice.