- Poseł KO ujawnił, że UE miała powiedzieć: „Owszem damy, ale wygrajcie wybory”.
- Wyjaśniał, że środki odblokowano z powodu zmiany rządu i deklaracji zajęcia się praworządnością.
- Firma jego żony wnioskowała o 474 tys. zł dotacji z KPO, co wywołało kontrowersje.
- Łącki broni się, że działał zgodnie z prawem i „niemoralne byłoby nieskorzystanie” z programu.
Warunek z Brukseli?
Podczas rozmowy w Kanale Zero Stanowski dopytywał, dlaczego, jeśli KO miała tak „dobrą opinię” w Europie, pieniądze z KPO nie trafiły do Polski już w czasie pandemii COVID-19, gdy rządził PiS. Sprawę dodatkowo podsyca fakt, że sam poprzez firmę swojej żony, ubiegał się o niemal pół miliona złotych z tych funduszy.
— No nie, oni też są ludźmi normalnymi, którzy muszą pilnować pieniędzy, więc powiedzieli: „Owszem damy, ale wygrajcie wybory” – stwierdził Łącki.
Dodał, że odblokowanie środków wiązało się także z oczekiwaniem, że nowa władza zajmie się praworządnością. Choć przyznał, że działania w tej sprawie są „nieskuteczne”, zapewnił, że „próbujemy to robić cały czas”. Według niego, wcześniej unijne instytucje jasno komunikowały, że „w kraju, który jest niepraworządny, nie będą ładować pieniędzy europejskich”.
Marianna Schreiber wróciła do eks! "Powiedziałam TAK". Ależ zwrot akcji!
„Najbogatszy poseł” i dotacja z KPO
Rozmowa szybko zeszła na wątek osobisty, bo firma żony Łąckiego – z którą ma wspólność majątkową – złożyła wniosek o dofinansowanie z KPO. Chodziło o inwestycję wartą ok. 1,2 mln zł, z czego zwrot miał wynieść 474 tys. zł. Poseł przyznał, że sam pomagał wypełniać dokumenty i był osobą do kontaktu. Pieniędzy jednak jeszcze nie wypłacono, a projekt może się nie udać.
Minister funduszy Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz mówiła, że „czysto po ludzku oburza” ją sytuacja, w której polityk korzysta z takich programów, ale zaznaczyła, że w prawie nie ma zakazu, by politycy aplikowali o dotacje. Łącki ripostował, że jeśli takich zasad nie ma, minister powinna je wprowadzić.
„Niemoralne byłoby nie skorzystać”
- Każdy przedsiębiorca ma prawo skorzystać z dostępnych programów. Moja firma utrzymuje kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt rodzin. Dotacja w wysokości 474 tys. zł zwróci się państwu pięciokrotnie w podatkach w ciągu 2–3 lat - bronił Łącki swojego wniosku.
Przekonuje też, że branża HoReCa, w której działa, odpowiada za 5% polskiego PKB, a mogłaby za 10%, zatrudnia miliony ludzi i zasługuje na wsparcie tak samo jak górnictwo czy rolnictwo. – Niemoralne byłoby nieskorzystanie z programu, który państwo czy Unia stworzyły dla tej grupy przedsiębiorców – mówił w Kanale Zero.
Polityka, pieniądze i wizerunek
Wystąpienie w Kanale Zero wywołało falę komentarzy, od zarzutów o stawianie politycznych warunków Brukseli, po dyskusję, czy parlamentarzyści powinni korzystać z funduszy, których dystrybucję nadzoruje ich własny rząd. Łącki przekonuje, że działał zgodnie z prawem, a pieniądze z KPO „zostają w Polsce wszystkie co do złotówki”.
Cała sytuacja pokazuje, że KPO pozostaje jednym z najbardziej zapalnych tematów polskiej polityki, nie tylko w kontekście tego, kto i na jakich zasadach powinien z niego korzystać, ale też w jaki sposób Bruksela podejmuje decyzje o wypłacie miliardów euro. Słowa Łąckiego o warunku „Owszem damy, ale wygrajcie wybory” dla jednych są szczerym opisem unijnych kulis, dla innych są dowodem, że pieniądze stały się narzędziem gry politycznej. Poseł nie zamierza się jednak wycofywać.
– Uważam, że zrobiłem to, co każdy przedsiębiorca na moim miejscu by zrobił. Skorzystałem z programu stworzonego po to, żeby wspierać rozwój firm, utrzymywać miejsca pracy i inwestować w polską gospodarkę – podkreślił.
Poseł Łącki jest jednym z polityków, który zarabia najwięcej, a poniżej znajdziecie galerię posłów, którzy opuścili najwięcej głosowań w pierwszej połowie roku 2025
