"Super Express": - Francja jest przykładem kraju, w którym kilkakrotnie zaostrzano kary dla pijanych kierowców. Co obecnie grozi za jazdę po alkoholu?
Damien Simonart: - Za prowadzenie po alkoholu grożą dwa lata więzienia. Jeżeli spowoduje się wypadek, w którym ktoś zginie, kara może wzrosnąć do 7 lat więzienia, stratę prawa jazdy na 10 lat oraz 100 tys. euro grzywny. Kara może być jeszcze wyższa, do 10 lat i 150 tys. euro grzywny, jeżeli sprawca przekroczył prędkość o 50 km/h, był pod wpływem narkotyków bądź uciekł z miejsca wypadku. Rodziny ofiar pijanych kierowców mogą się zaś ubiegać o wysokie odszkodowania.
- Samochody są konfiskowane?
- Jeżeli pijany kierowca był właścicielem samochodu, to może tak być. W przypadku pijanych kierowców, którzy nie spowodowali wypadku, są im przyznawane punkty karne. Stracić prawo jazdy można za 12 punktów karnych, a młodzi kierowcy nawet za 6 punktów karnych. A właśnie 6 punktów karnych otrzymuje się za jazdę pod wpływem alkoholu.
Zobacz koniecznie: Tusk walczy z pijanymi kierowcami, a sam na alkoholu nie oszczędza!
- Przepisy zaostrzono ze względu na liczbę wypadków?
- Tak, chciano obniżyć liczbę wypadków, ale nie ze względu na jazdę po alkoholu. Pijanych kierowców objęto zaostrzeniem przy okazji. Głównym powodem była zawsze walka z przekraczaniem szybkości. We Francji drogi były i są nieco lepszej jakości niż w Polsce, więc to za duża szybkość była większym problemem. Wprowadzono wiele radarów, w tym mobilnych. Pod tym kątem Polska zresztą dogania Francję. Choć w Polsce bardzo dużo informuje się nawet o pojedynczych wypadkach drogowych. W telewizji, prasie. We Francji tego nie ma. Jest też wyższy próg dopuszczalnego alkoholu we krwi.
- W Polsce 0,2 promila.
- We Francji 0,5 promila, a stosunkowo do niedawna 0,8 promila. To zastanawiająca różnica, gdyż przecież Polak po dwóch lampkach wina nie jest bardziej pijany niż Francuz. Prawo traktuje ich inaczej. Wynika to zapewne z innej mentalności. W Polsce pije się nieco inaczej. Tu nikt nie wypadnie do restauracji czy znajomego, by wypić dwie lampki wina przy obiedzie, jak we Francji. Słyszę o zaostrzeniu przepisów w Polsce, ale może powinno być rozróżnienie między kimś, kto ma 0,3 promila, a kimś, kto ma już 1 promil i więcej?
- Pojawia się takie uzasadnienie, że w Polsce jest większe przyzwolenie społeczne na prowadzenie "po kielichu". I dlatego jest ostrzej.
- Szczerze - nie odniosłem takiego wrażenia. We Francji jest wiele akcji społecznych przypominających, że jak jesteście w grupie, to jeden musi być "trzeźwym Bobem". Więc z jakiegoś powodu te kampanie są. Jest też taki ruch, żeby obniżyć dopuszczalną ilość alkoholu radykalnie - do 0,0.
Rozmawiał Mirosław Skowron