CZY W POLSCE BĘDZIE KRYZYS? Prof. Stanisław Gomułka: Obawiam się, że Tusk nie okaże się liderem

2011-10-21 22:30

"Super Express": - Czy polskiej gospodarce grozi kryzys taki jaki znamy np. z Hiszpanii czy Grecji? Prof. Stanisław Gomułka: - Obecnie ani nie jesteśmy "zieloną wyspą Europy", ani nie stoimy na krawędzi załamania gospodarczego. Mamy wzrost gospodarczy w granicach 3-4 proc., ale spowolnienie gospodarcze w strefie euro spowoduje, że i my bez wątpienia odczujemy tego skutki w najbliższych kilku kwartałach.

- Obecny budżet optymistycznie zakłada, że ten wzrost utrzyma się na pewno w granicach 4 proc.

- Nawet jeżeli ten wzrost wyniesie 3 proc., to nie jest powód do jakiejś znaczącej zmiany obecnej ustawy budżetowej. Nie zmienia to faktu, że jest tam kilka niepokojących, nierealistycznych założeń. Np. kwestie tempa wzrostu inwestycji prywatnych czy spadku stopy bezrobocia z 12 proc. do 10 proc.

- Andrzej Urbański w rozmowie z nami stwierdził, że kryzys w Polsce jest nieunikniony.

- To jest opinia krańcowa. Zapewniam, że na razie nam to nie grozi.

- Na razie?

- Oczywiście, gdyby doszło do rozszerzenia się pożaru greckiego na szereg innych krajów i kolejnego głębokiego kryzysu krajów strefy euro, to- by oznaczało również dla nas gwałtowny spadek wzrostu gospodarczego, a nawet recesję. Ale prawdopodobieństwa takiego rozwoju wydarzeń oceniam na bliskie zeru. Mamy raport MFW z ubiegłego miesiąca, który mówi, że w przyszłym roku tempo wzrostu po obu stronach Atlantyku wyniesie od 1 do 2 proc. To niewiele, ale to nie jest recesja, z jaką mieliśmy do czynienia trzy lata temu. Dlatego mówienie dzisiaj o nadciągającym kryzysie jest błędne.

- Czyli nie ma żadnego problemu? A nie niepokoi pana, gdy nawet członek obecnego rządu, Michał Boni, mówi, że Polska nie posiada funduszy na wkład własny w inwestycje współfinansowane przez Unię Europejską?

- Tutaj dotyka pan szalenie ważnej sprawy. Premier Tusk chcąc obniżyć deficyt budżetowy - a to jest obecnie największe wyzwanie, jakie przed nim stoi - na dzień dzisiejszy zdecydował się na cięcia w wydatkach inwestycyjnych. To znacznie ograniczy absorpcję środków unijnych, co praktycznie zahamuje proces modernizacji polskiej gospodarki.

- W takim razie, co powinien zrobić premier Tusk?

- Zamiast ograniczać wydatki, należałoby się zająć chociażby reformą emerytalną. I w zasadzie to obecnie podstawowe pytanie - na co zdecyduje się Donald Tusk? Czy dalej na nicnierobienie, bo będzie dbał przede wszystkim o to, aby być popularnym, czy w końcu podejmie realne kroki i reformy.

- A jeżeli wybierze dalsze zajmowanie się PR, to co nas czeka?

- Zakładając, że Unia Europejska poradzi sobie z kryzysem strefy euro i europejskiego systemu bankowego, to już za dwa lata będziemy mieć w miarę dobrą sytuację w całej Europie. Ale nie w Polsce! Bez reform nasz wzrost gospodarczy będzie - przy dobrych wiatrach - oscylował wokół 2-4 proc., a nie 5-6 proc. To oznacza, że nie zmodernizujemy kraju w szybkim tempie i nie zmniejszymy dystansu cywilizacyjnego, jaki dzieli nas od Europy Zachodniej

- Czyli świat pójdzie naprzód, a my będziemy w tym samym miejscu, co obecnie.

- Dokładnie. Przecież nam chodzi o postęp, a nie stagnację. Taka polityka uderzy przede wszystkim w młode generacje. To one poniosą konsekwencje tego braku wystarczającego postępu modernizacyjnego i znów będziemy obserwować, jak setki tysięcy naszych młodych obywateli będzie szukać pracy poza granicami kraju. Najgorsze jest jednak to, że po czterech latach rządów tej ekipy trudno mieć nadzieję, że jej polityka ulegnie zmianie. Liczyłem na to, że po wyborach premier będzie zdolny do realnych działań szczególnie w sferze gospodarczej. Niestety, zaczynam się niepokoić, że te nadzieje były płonne.

- Dlaczego?

- Pesymistycznie nastroił mnie ostatni wywiad premiera w "Polityce", gdzie doktryna "tu i teraz" była dominująca. Dodatkowo wydaje się, że jedną z przyczyn konfliktu pomiędzy Tuskiem i Schetyną jest chęć tego drugiego do podjęcia mimo wszystko jakichś działań, których premier wciąż unika. To jest szalenie niepokojące. Poza tym wejście do Sejmu Palikota wyraźnie pokazuje, że część wyborców oczekuje zmian, których partia rządząca im nie oferuje.

- Ruch Palikota w Sejmie jako żółta kartka dla PO?

- Żółtka kartka od młodych, którzy przecież stanowili miaż-dżącą większość elektoratu tego ugrupowania. Jego popularność wynika z tego, że Palikot nie owija w bawełnę, że coś trzeba zrobić, apeluje o działanie. Abstrahuję, o jakie działania mu chodzi, ale jak widać, samo wyrażenie chęci wprowadzenia zmian wystarczyło, by przekonać dużą część młodych obywateli. Dlatego jeżeli Donald Tusk chce wciąż rządzić i cieszyć się popularnością, musi pokazać, że jest liderem, który chce działać, chce zmieniać Polskę. Który dysponuje myśleniem długofalowym. Bo tego teraz od niego oczekuje społeczeństwo.

Prof. Stanisław Gomułka

Ekonomista, b. wiceminister finansów