Jastrzębowski: Czego feministki chcą od żony Komorowskiego?

2010-06-10 17:02

Jest afera! Żona Bronisława Komorowskiego podała mu zupę. Są świadkowie. Widziała to cała Polska na spocie wyborczym. Do ataku, do mentalnego odbicia uciskanej Komorowskiej z rąk Komorowskiego przystąpiły więc feministki.

Powszechnie wiadomo przecież (akurat nie mnie), że kobieta, która podaje mężowi kolację albo nie daj Boże obiad, musi być wyzyskiwana i tłamszona przez tegoż samca. Tłamszona wymyślnie, może nawet bez przemocy fizycznej.

Mężczyzna, który żonę poważa, który uznaje w niej człowieka, może w domu pozwolić jej na lekkie czynności. Na przykład może pozwolić jej pachnieć albo ewentualnie trudzić się makijażem. Inne prace domowe są dyskusyjne.

Tak, tak, trochę się wyzłośliwiam. Moje spojrzenie na rodzinę jest jednak inne niż spojrzenie feministek, które skrytykowały Bronisława Komorowskiego za reklamę wyborczą, na której z rąk żony dostaje parujący talerz. Sam też dostaję i aż do dzisiaj nie wiedziałem, jakim jestem szowinistycznym typem.

Może jednak być tak, że nie mam racji co do roli kobiety w domu i w rodzinie. W mojej redakcji reakcję feministek na spot popiera całkiem sporo samców, co doprowadza mnie do łagodnej rozpaczy. To znaczy jak ma być? Komorowski - albo na przykład ja - ma żonie gotować zupę i podawać? Nie wiem jak Komorowskiego, ale mojej zupy pies by nie ruszył. Czy naprawdę musimy wmawiać świetnym, rewelacyjnie gotującym żonom, że są nieszczęśliwe, jak są szczęśliwe?