Represje po stanie wojennym sprawiły, że w Polsce zniszczono praktycznie grupę liderów społecznych związanych z ruchem Solidarności - społeczeństwo zamarło na długie lata. Sytuacja nie poprawiła się bardzo po 1989 roku, gdy dominowała ideologia głosząca, że wolny rynek jest panaceum na każdą bolączkę. Jak się okazało - niesłusznie.
Polacy po 20 latach transformacji poznali już rzeczywistość kapitalizmu - zarówno jego jasne, jak i ciemne strony. Nie można zaprzeczyć, że po okresie komunistycznego zastoju wolnorynkowe reformy wprowadziły prawdziwą rewolucję, uwalniając energię wielu ludzi.
Wolny rynek jest wspaniałym narzędziem organizacji społecznej podczas wzrostu gospodarczego - jednak gdy pojawia się kryzys, z dnia na dzień obywatel zdaje sobie sprawę, że stoi przed czymś w gruncie rzeczy bezlitosnym. Mogli się przekonać o tym ostatnio choćby posiadacze kredytów we frankach szwajcarskich, którzy z bezsilnością oglądali rosnące raty kredytów.
To, co wielu z nas przeżywa dziś, to nie pierwszyzna, w jeszcze gorszej sytuacji byli nasi prapradziadkowie żyjący w okresie, gdy kapitalizm dopiero powstawał. W tych czasach wahnięcia koniunktury były wręcz zabójcze dla ludzi, którzy nie mogli liczyć na pomoc państwową. Jednak już wtedy, gdy Polska znajdowała się pod zaborami, wcielano z powodzeniem w życie ideę współpracy opartej na solidarności i współpracy w imię wspólnego dobra - która znalazła ucieleśnienie w ruchu spółdzielczym.
Idea jest prosta - spółdzielnia dostarcza swoim członkom towarów i usług nie tak jak prywatny przedsiębiorstwa w celu zdobycia jak największego zysku, ale wręcz przeciwnie - po jak najniższych cenach. Drugim ważnym elementem spółdzielni jest fundusz gromadzki, przeznaczany na rozwój przedsięwzięcia lub na wsparcie indywidualnych członków. Trzecim elementem jest samorząd, czyli kolektywny nadzór nad poczynaniami.
Idea ta została wynaturzona w czasach komunizmu, gdy tworzono ogromne spółdzielnie niemające nic wspólnego z samorządnością gospodarczą. Dziś powoli odradza się w Polsce za sprawą choćby powstających spółdzielni spożywców, w których młodzi ludzie, głównie o lewicowych poglądach, zamiast narzekać na drożyznę, sami się organizują i wzorem XIX-wiecznych prekursorów sami robią zakupy w hurtowniach żywności lub sprowadzają ją wprost od producentów. Wspierają zarazem swoich członków za pomocą zebranych funduszy. Nie ma lepszej obrony przed kryzysem!
Powoli odradzają się w Polsce małe spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe, gdzie członkowie mają bezpośredni wpływ na wysokość opłat.
Jest co robić, przed wojną na terenie kraju istniało 16 tys. spółdzielni. Dziś średnio w Europie generują one 6 proc. PKB. Niestety, w Polsce - jedynie 1 proc.
Ważny jest szczególnie ekonomiczny aspekt takich organizacji. Oprócz wzniosłych celów, jakimi się kierują - muszą one swoim członkom zapewniać korzyści ekonomiczne. Drugą sprawą jest wzrost zaufania między ludźmi, czyli zwiększenie kapitału społecznego, który może zaprocentować w innych dziedzinach. Polacy po dwudziestu latach transformacji muszą wreszcie wydobyć drzemiące siły społeczne, szczególnie wtedy, gdy w wielu sytuacjach nie możemy liczyć na sprawne państwo. Może się okazać, że w niepewnych czasach będziemy zmuszeni liczyć przede wszystkim na siebie.
Jakub Biernat, dziennikarz TVP, socjolog
Artykuł pochodzi z nowego tygodnika opinii: "to ROBIĆ!"Tygodnik to ROBIĆ! ukazuje się w każdy wtorek jako bezpłatny dodatek do Super Expressu. |