Bogumiła Górnikowska

i

Autor: Marek Kudelski/SUPER EXPRESS Bogumiła Górnikowska

Córka prof. Zbigniewa Ćwiąkalskiego dla "SE": Śpiewak skazany na własne życzenie

2019-12-18 9:01

Zacznijmy od tego, że w chwili gdy rozpoczynało się postępowanie, byliśmy przekonani, że jestem ustanowiona jako kurator dla osoby żyjącej, tylko nie wiadomo, gdzie ta osoba w danym momencie przebywa. nigdzie nie było daty urodzenia tego człowieka. Wiadomo było, że podejmował działania prawne w drugiej połowie lat 40. XX wieku. Równie dobrze mógł mieć wtedy lat 70, ale mógł mieć lat 20. A więc w chwili gdy rozpoczynało się postępowanie, w 2010 roku, mógł żyć. Niestety ludzie tego nie wiedzą, nie mają świadomości w tej sprawie. I to pan Jan Śpiewak cynicznie wykorzystuje – mówi Mec. Bogumiła Górnikowska, adwokat, która wygrała proces z Janem Śpiewakiem.

„Super Express”:  – Po skazaniu aktywisty miejskiego Jana Śpiewaka stała się pani takim negatywnym bohaterem mediów…

Bogumiła Górnikowska: – Jakim negatywnym? Właśnie pozytywnym! Wygrałam.

– Tak, jednak dla wielu osób  wyrok, po którym jedynym skazanym za reprywatyzację jest Jan Śpiewak za pomówienie mec. Górnikowskiej-Ćwiąkalskiej, to krzycząca niesprawiedliwość.

– Po pierwsze – nie używam panieńskiego nazwiska, ale nazwisko po mężu, Górnikowska! To Jan Śpiewak na określenie mnie przytacza nazwisko panieńskie. A co do wyroku – ja się bardzo cieszę, że sąd zarówno pierwszej, jak i drugiej instancji w całości podzielił moje zapatrywanie zawarte w prywatnym akcie oskarżenia, że pan Jan Śpiewak dopuścił się przestępstwa. Przestępstwa zniesławienia, czyli, że skłamał co do mojego udziału w tej, jak to określił, aferze reprywatyzacyjnej.

– Jan Śpiewak napisał, że przejęła pani kamienicę przy ulicy Joteyki 13 na Ochocie w Warszawie?

– Dokładnie, że przejęłam metodą „na kuratora” pół kamienicy. W rzeczywistości nie przejęłam żadnej kamienicy czy jej części! Nie działałam w swoim imieniu. Wszelkie czynności wykonywałam w imieniu osoby, którą reprezentowałam. Nie ma tam – chcę to wyraźnie podkreślić! – żadnej nielegalnej reprywatyzacji. Od tego trzeba zacząć.

– Ale główna wątpliwość polega na  tym, że zwroty te dostawały osoby, które na logikę już powinny wtedy nie żyć. Jest kwestia ducha prawa i litery prawa. Przecież oczywistym wydaje się, że jak ktoś w chwili zwrotu ma mieć 118 lat, nie mógł być osobą żyjącą?

– Zacznijmy od tego, że w chwili gdy rozpoczynało się postępowanie, byliśmy przekonani, że jestem ustanowiona jako kurator dla osoby żyjącej, tylko nie wiadomo, gdzie ta osoba w danym momencie przebywa. Dopiero w wyniku działań profesjonalisty – archiwisty okazało się, że osoba ta nie żyje. Ale pozostawiła jednak po sobie spadkobierców. Spadkobiercy ci cały czas uczestniczą w tym postępowaniu. Mój udział w tej sprawie był incydentalny. Ograniczał się do reprezentowania osoby, co do której nie było wtedy żadnych podejrzeń, że miałaby nie żyć.

– Jak to nie?! Przecież rozmawiamy o osobie, która w chwili zwrotu miałaby mieć dobrze ponad sto lat!

– W chwili gdy ruszało postępowanie nie wiedzieliśmy tego. Wiadomo było, że w aktach sprawy występuje Aleksander Piekarski. Były pisma z ministerstwa, że istnieją osoby o takim imieniu i nazwisku. Że jest ich około stu. Nigdzie nie było napisane – był taki człowiek, żył, ale umarł.

– Nie wiedzieliście państwo, że chodzi o 118-letnią osobę?

– Absolutnie nie! Bo nigdzie nie było daty urodzenia tego człowieka. Wiadomo było, że podejmował działania prawne w drugiej połowie lat 40. XX wieku. Równie dobrze mógł mieć wtedy lat 70, ale mógł mieć lat 20. A więc w chwili gdy rozpoczynało się postępowanie, w 2010 roku, mógł żyć. Niestety ludzie tego nie wiedzą, nie mają świadomości w tej sprawie. I to pan Jan Śpiewak cynicznie wykorzystuje.

– Co do wyroku – sąd uznał, że Śpiewak panią pomówił. Tu jednak dochodzi kwestia wolności słowa. Czy takie rzeczy powinny być załatwiane w procesie karnym, czy ludzie powinni być skazywani, czy nie byłoby lepiej, gdyby rozstrzygnięcia zapadały w postępowaniach cywilnych?

– Chciałam wyraźnie zaznaczyć, że  to nie wyglądało tak, że dowiedziałam się o wpisie pana Śpiewaka i natychmiast skierowałam akt oskarżenia do sądu. Najpierw go poinformowałam, że te informacje są nieprawdziwe. Wezwałam do zaprzestania ich rozpowszechniania i przeprosin. Gdyby wtedy Jan Śpiewak mnie przeprosił, byłoby to dla mnie wystarczające. Później, już po wniesieniu aktu oskarżenia, było posiedzenie pojednawcze. Mówiłam, że jestem skłonna do zawarcia ugody, mogę wszystko wycofać. Proszę tylko o jedno – aby mnie przeprosił. Żeby wycofał się z tego kłamstwa. Nie zrobił tego. Nie chciał, szedł w zaparte i to rozdmuchiwał. Nie pozostawił innego wyjścia, jak pociągnięcie go do odpowiedzialności i udowodnienie, że popełnił przestępstwo. Stało się to trochę na życzenie pana Śpiewaka. Wystarczyłyby przeprosiny, sprawy by nie było.

– Z Janem Śpiewakiem spotkał się prezydent Andrzej Duda. Być może głowa państwa ułaskawi aktywistę…

– Dla mnie istotne jest to, że Jan Śpiewak został na mocy wyroków niezawisłych sądów obu instancji prawomocnie skazany za zniesławienie. Panie redaktorze, ja szanuję media, wolność słowa. Jestem za wolnością i dopuszczalną krytyką. Ale musimy postawić sobie granice. I tą granicą jest kłamstwo. Nie można bezczelnie kłamać na temat innych osób.  Przecież ja jestem adwokatem, wykonuję zawód zaufania publicznego. Jak to wygląda, gdy ktoś mówi, że adwokat jest oszustem. W jakim świetle stawia mnie to przed moimi klientami.

– Dobrze, ale w Stanach Zjednoczonych nie ma odpowiedzialności karnej za słowa…

– Ale jest odpowiedzialność cywilna. Nikt nie odważy się kłamać, bo boi się odpowiedzialności finansowej. A w przypadku pana Śpiewaka nie jest to pierwsze postępowanie, w którym przegrał.

– Powiedzmy, że chciałbym się zgodzić z panią, albo z panem Śpiewakiem. Aby to zrobić, powinienem zapoznać się z aktami, uzasadnieniem wyroku. Tymczasem jawność została wyłączona. Skoro wszystko przebiegło jak należy, czemu pozostaje tajne?

– Proszę zwrócić uwagę na przepis kodeksu postępowania karnego, dokładnie chodzi o przepis 359 pkt. 2 KPK, który mówi wprost, że sprawy o pomówienie i zniesławienie odbywają się niejawnie. Chodzi o to, by nie były rozgrywane medialnie, by osoba, która została pomówiona nie odczuwała tego. By nie powielać nieprawdziwych informacji.  Dlatego to się odbywa niejawnie. To przepis z mocy prawa, nie jest tak, że sądy sobie coś wymyśliły. To kwestia konkretnego przepisu prawa.

– Mówi pani, że prawo jest po pani stronie. Ale jednocześnie afera reprywatyzacyjna to setki, jeśli nie tysiące dramatów, tragedii ludzkich. Skoro tak, to może należałoby zmienić prawo, by nie było tego typu sytuacji?

– Ale to temat zupełnie inny. Ja w sprawie reprywatyzacji wystąpiłam incydentalnie, w tej akurat sprawie, kamienicy przy Joteyki 13 wszystko odbyło się legalnie. Nie ma tu nic niezgodnego z prawem.

– Czy dziś występuje pani jeszcze w tematach związanych z reprywatyzacją?

– Nie, była to jedna incydentalna sprawa, gdzie występowałam jako kurator dla nieznanego z miejsca pobytu.