Propozycja zmian w ustawie budzi olbrzymie emocje wśród posłów opozycji. Zarzucają oni, że projekt złożony przez PiS przewiduje wprowadzenie odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów za działania lub zaniechania mogące uniemożliwić lub istotnie utrudnić funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości. Ale to nie wszystko. Odpowiedzialność dyscyplinarna wobec sędziów może być wprowadzona za działania kwestionujące skuteczność powołania sędziego czy za działania o charakterze politycznym. Po wprowadzeniu zmian na sędziów i prokuratorów byłby nałożony obowiązek poinformowania do jakich partii należeli przed objęciem stanowisk i w jakich stowarzyszeniach działali bądź działają.
Senator Marcin Bosacki poszedł jeszcze dalej i porównał projekt ustawy Prawa i Sprawiedliwości do pomysłu bolszewików. - Wiemy, skąd PiS ściągnął przepisy dyscyplinarne! Opracowanie "Resort sprawiedliwości ZSRR w świetle sprawozdania polskiej delegacji (1956)" – poinformował na swoich profilach społecznościowych. Zamieścił fragmenty pracy naukowej dr hab. Anny Stawarskiej–Rippel, ekspertki z dziedziny historii prawa i porównał je do zmian w polskim sądownictwie. "Toczka w toczkę Kaczyński i Ziobro" – skomentował na Twitterze Bosacki.
Opozycja nie zostawia suchej nitki na tym projekcie. Poseł Borys Budka stwierdził, że prawdziwym powodem tej ustawy jest paniczna próba ucieczki przed odpowiedzialnością. Z kolei poseł Krzysztof Śmiszek z Lewicy nazwał ten projekt bublem prawnym i narzędziem do uciszania tych, którzy nie tańczą tak jak im zagra Nowogrodzka. Innego zdania jest wiceminister sprawiedliwości Jan Kanthak, który murem stoi za zmianami. Jego zdaniem projekt ma wyjaśnić wszelkie wątpliwość wobec statutu sędziów. - Totalna opozycja rości sobie prawo do decydowania, kto jest sędzią a kto nie – podsumował wiceminister Kanthak.