Żaden apolityczny satyryk, jak Sawka czy Mleczko, nie narysuje takiej scenki. Słuchając homilii vatowskiej premiera w Sejmie, przypomniał mi się słynny rysunek Andrzeja Mleczki, przedstawiający nosorożca kopulującego z żyrafą i napis na nim: Obywatelu, nie pieprz bez sensu. Premier w swym sejmowym wystąpieniu, zanim nas zvatował, nakreślił wstrząsający obraz zbrodni finansowych rządu PiS. Okazało się, że rządzący trzy lata temu reżim Kaczyńskiego ograbił budżet rządu PO z 40 miliardów złotych. Stało się tak na skutek obniżenia podatku PIT i składki emerytalnej przez PiS. Jednocześnie PiS-owski reżim nie obniżył wydatków budżetowych państwa, a nawet je podwyższył.
Rząd PO, zdaniem premiera, musi odzyskać choć część z utraconych 40 miliardów, które zalegają bezsensownie w portfelach podatników. A władza potrzebuje pieniędzy, choćby na zwiększoną o 10 proc. armię urzędników pracujących dla partii i rządu. Rząd, według nowej liberalno-socjalistycznej doktryny, popierany także przez posła Marka Borowskiego, lepiej wydaje pieniądze niż przeciętny Polak. Pamiętając, że mamy w Polsce najlepszy rząd, który jako jedyny oparł się kryzysowi, należy go poprzeć w vatowaniu naszych portfeli. Pamiętamy przecież, że na ociekającej czerwienią mapie Europy, przed którą prezentował się premier, tylko dwa kraje były zielone: Grecja i Polska. Z ostatniego "Playboya" dowiedziałem się, że tylko jeden kraj w UE chwali się wzrostem gospodarczym. Pozostałe 26 potrafi poprawnie wyliczyć PKB. I żeby utrzymać ten wzrost konieczny jest, zdaniem Tuska, wyższy VAT. Jeżeli ta doktryna Tuska potwierdzi się w praktyce gospodarczej zielonej polskiej wyspy, to niechybnie premier dostanie Nobla z ekonomii. Po premierze wystąpił w Sejmie jego wierny minister finansów i ten znowu opowiadał o zbrodniach budżetowych PiS-u, popełnionych trzy lata temu.
Rostowski z jeszcze większym zaangażowaniem potwierdził deklaracje Tuska, że co PiS da, to PO odbierze. Oczywiście co PiS da, to PO odbierze dla dobra partii, rządu i najuboższych obywateli. Teraz Polak pracuje dla partii i rządu do czerwca, kiedy to nadchodzi dzień wolności podatkowej. A w następnych miesiącach pracuje dla siebie i rodziny, i nie wiadomo, na co wydaje pieniądze. To efekt rządów PiS-u wspieranego przez prof. Zytę Gilowską, zwaną katem budżetu PO. Jeśli się nic nie zmieni, to za 20 lat z łezką w oku wspominać będziemy polski raj podatkowy z początku XXI wieku i w 2030 roku zobaczymy w Sejmie siwowłosego premiera Tuska. Podjedzie na wózku inwalidzkim pod sejmową mównicę, popychany przez wiernego Sławka Nowaka i Joannę Muchę. Zmęczonym, ochrypłym głosem premier po raz kolejny przypomni, jak 23 lata temu PiS spowodował 40-miliardową dziurę podatkową. Siedzący naprzeciw w ławach poselskich łysy Jarosław Kaczyński zdenerwowany podniesie się na kulach. Podtrzymywany przez wiernego Cymańskiego, uniesie prawą kulę, by zrobić znak krzyża. Następnego dnia politycy PO, SLD i postępowe rządowe media zajmą się krzyżem Kaczyńskiego w Sejmie. Krzyżem wymierzonym, jak wiadomo, w partię i rząd. Jeżeli nic się nie zmieni, to tylko PiS da PO.