Dziś rozumiem swój błąd - niedawno powstał taki przyszłościowy rząd, gdzie pani profesor jest cieniem odpowiedzialnym za edukację, naukę i sport. Proszę mi wierzyć, że nie było moim zamiarem pomniejszanie znaczenia ministerialnej teki powierzonej Środzie. Powiem więcej - kiedyś już widziałem taką fabułę, w której nawet "Kopernik był kobietą" i bardzo mi się podobało, śmiałem się do łez. Tyle tylko, że już dawno wyszedłem z kina, a pani Środa w nim pozostała.
Podtrzymuję opinię o wadze poglądów w polityce. Także dlatego, że kobiety, z którymi współpracowałem, uważały je za najważniejsze. Stąd też ważnymi ministrami w moim rządzie były Barbara Piwnik, Krystyna Łybacka, a także Danuta Hübner, obecna premier kobiecego gabinetu cieni, czyli poniekąd szefowa pani Środy. Nieodżałowana Izabela Jaruga-Nowacka w tym samym gabinecie pełniła rolę pełnomocnika ds. równego statusu kobiet i mężczyzn, rozumiejąc, że jest to proces obustronny, a nie uliczka jednokierunkowa.
>>> Więcej felietonów Leszka Millera
Dzięki pani profesor łatwo odróżnić seksistę od nieseksisty. Według niej możemy mówić o seksistowskich zachowaniach, postawach i języku. To znaczy języku, który dyskryminuje, upokarza, instrumentalizuje płeć przeciwną. Epitety, których używa na prawo i lewo, w pełni wyczerpują znamiona jej własnej definicji. Magdalena Środa jest seksistką co się zowie, z furią atakując mnie ze względu na płeć, a nie za poglądy, których - jak twierdzi - nie mam. Prof. Środa z protekcjonalną wyższością radzi mi porzucić politykę i zająć się wnukami. To dla mnie nic nowego, moja wnuczka jest już nastolatką. Z doświadczenia wiem, że obcowanie z wnukami jest czymś wspaniałym. Czasem nawet myślę sobie, iż dobrze byłoby mieć wyłącznie wnuki, bez konieczności posiadania dzieci. Jeśli pani Środa wnuków nie ma, to niech żałuje, bo z tego, co czyni, wnoszę, że pora zaznać nowego, ożywczego doświadczenia.
Całkiem innych emocji dostarczyła ostatnio łódzka prokuratura. Nie dopatrzyła się żadnych nieprawidłowości w śledztwie na miejscu śmierci Barbary Blidy, mimo że sejmowa komisja śledcza i dziennikarze wielokrotnie zwracali na to uwagę. Prokuratura uznała za zupełnie normalne, że na broni, z której padł śmiertelny strzał, nie było odcisków palców i śladów DNA. Za zwyczajne uznano, że agentka ABW umyła ręce, zanim jej dłonie zostały zbadane na obecność prochu. Nie wart uwagi okazał się cud nad kurtką tej samej agentki, która zeznała, że reanimowała Blidę, gdy z rany tryskała krew, a następnie kurtka oczyściła się sama. Takich przykładów jest wiele. Łódzkie umorzenie czeka na interwencję prokuratora generalnego, jeśli jego urząd chce zachować dostateczną powagę.