Cezary Gmyz

i

Autor: Piotr Grzybowski

Cezary Gmyz: Rosjanie mogli wyczyścić próbki

2013-06-30 0:14

„Super Express”: - Tekst, za który wyrzucono pana z redakcji „Rzeczpospolitej”, pod tytułem „Trotyl na wraku tupolewa” stanowi ważki krok w argumentacji na rzecz zamachu. Czy po czwartkowej konferencji prokuratorów wojskowych jest panu łyso? Będzie pan przepraszać za bezzasadne podgrzewanie atmosfery? Cezary Gmyz: - Jest to jeden z najgłośniejszych a zarazem najrzadziej czytanych tekstów. Ani razu nie pada w nim słowo: wybuch, eksplozja, zamach.

- Za to kilka razy pada takie słowo: trotyl. A jego, według przedstawionej przez prokuratorów opinii ekspertów, nie było.

- Konferencja zupełnie mnie nie przekonała. Usiłowano wmówić, że urządzenia użyte w Smoleńsku to de facto złom. Prawda jest inna: są to najnowocześniejsze urządzenia używane na najnowocześniejszych lotniskach na świecie. Służą do wykrywania materiałów wybuchowych. I w Smoleńsku zaalarmowały, ale – według prokuratorów – były to stuprocentowo fałszywe alarmy. Jednak producenci tych urządzeń twierdzą, że jest to niemożliwe. Jeden z nich – dr Jan Bokszczanin, z którym rozmawiałem osobiście – powiedział, że jeżeli urządzenie pokazało obecność śladów materiałów wybuchowych, to znaczy, że one tam były. Prokuratura nie pokusiła się o stwierdzenie, co tam się stało i co miało generować te rzekomo fałszywe alarmy.

- Jak pan to widzi?

- Dla mnie jest rzeczą oczywistą, że próbki, które się znajdowały poza polską kontrolą przez prawie trzy miesiące mogły zostać wyczyszczone przez Rosjan. To, że urządzenia alarmowały przyznała sama prokuratura a nawet przecież wszczęła przeciwko mnie postępowanie o ujawnienie tajemnicy śledztwa w związku z tekstem o oktogenie i heksogenie. Jeżeli ich nie było, to po co to postępowanie? Poza tym ja napisałem, że ślady tych materiałów zostały znalezione głównie na fotelach lotniczych. Tymczasem okazuje się, że próbki z foteli w ogóle nie przyjechały, bo... w ogóle nie zostały pobrane! Prokuratorzy i biegli mają się po nie udać dopiero na przełomie lipca i sierpnia bieżącego roku. To jest absurd. Będą zbierane z wraku, który cały czas leży niezabezpieczone. Wyczyszczenie tych foteli przy użyciu specjalnych rozpuszczalników nie stanowi żadnego problemu.

- Czyli?

- Opinia publiczna po raz kolejny została poddana przez prokuraturę manipulacji. To jest czysty, żywy skandal.

- Prokuratura przyznała, że znaleziono nitroglicerynę. Ale ona pochodziła z fiolki z lekarstwem.

- To jest najmniej istotna informacja. A już nie powiedziano nam jakie substancje miały rzekomo udawać trotyl. Tego nam powiedzieć nie chcieli. Nie sprowadzili też na tę konferencję biegłych, żeby ci mogli rozwiać nasze wątpliwości.

- No ale chwalili tych biegłych. Mówili, że to są najlepsi specjaliści.

- Cudownie, więc chciałbym móc z nimi porozmawiać. Chciałbym im zadać kilka pytań, ponieważ nie jestem chemikiem i przypuszczam, że większość osób obecnych na konferencji też nie jest chemikami czy specjalistami od materiałów wybuchowych. Bo dziennikarze nie są zobowiązani do tego, żeby być specjalistami tylko, żeby zasięgać opinii u specjalistów.

- Czy żeby, uwierzyć, że miliard czterysta dwadzieścia sześć milionów siedemset dwadzieścia pięć tysięcy czterysta trzynaście kilometrów od Słońca po dziewięciu pierścieniach Saturna krążą sześćdziesiąt dwa księżyce musi pan to koniecznie usłyszeć bezpośrednio od ekspertów od kosmosu?

- Choć to nieładnie, to odpowiem pytaniem: a pan nie czuje potrzeby by jakiś ekspert rozjaśnił panu co to jest paranitrodifenylamina i co oznacza obecność węglowodorów alifatycznych i które to były konkretnie?