Pod koniec grudnia 2018 r. gruchnęła wieść, że poseł Adam Andruszkiewicz - wcześniej znany jako zagorzały narodowiec i były prezes Młodzieży Wszechpolskiej, dołączył do grona najwyższych urzędników Ministerstwa Cyfryzacji kierowanego przez rząd PiS. Został wiceministrem. Jego awans poprzedziło wiele przychylnych dla PiS komentarzy, które wygłaszał w mediach publicznych. Nic dziwnego, że w sieci błyskawicznie zaroiło się od kpin oraz oskarżeń o brak kompetencji i lizusostwo.
- Moim zadaniem będzie przede wszystkim synchronizacja działań między parlamentem a Ministerstwem Cyfryzacji (...). Od pisania konkretnych programów cyfrowych są specjaliści i eksperci w tej materii. Minister i wiceminister są osobami, które koordynują prace ministerstwa cyfryzacji, a także pośredniczą w kontaktach pomiędzy ministerstwem i parlamentem - podkreślał Andruszkiewicz tuż po ujawnieniu informacji o swojej nominacji.
O to jak radzi sobie 29-letni minister wielokrotnie pytali dziennikarze. W „Super Expressie” pokazaliśmy jedno z jego dokonań: przyłapaliśmy go jak wozi narzeczoną służbowym autem. Jak się okazuje, to wcale nic dziwnego, bo wiceminister regularnie korzysta ze służbowej limuzyny. - Pan minister, co do zasady, korzysta z samochodu służbowego codziennie - przekazała nam Joanna Marczak-Redecka z resortu cyfryzacji. Warto dodać: to my ujawniliśmy, że poseł pobierał pieniądze na paliwo chociaż nie ma prawa jazdy.
Niedawno minęło sto dni pracy Andruszkiewicza w ministerstwie. O jego dokonania spytał Łukasz Rzepecki z Kukiz'15. W odpowiedzi resort chwali się, że podobnie jak inni wysocy urzędnicy tej rangi, polityk zajmuje się „zapewnieniem jednego punktu dostępu do usług administracji publicznej i do informacji publicznej”. Zwraca także uwagę na walkę z patologiami w mediach społecznościowych, którą miał prowadzić narodowiec. Zorganizował spotkanie konsultacyjne! Sęk w tym, że więcej konkretów brak... – Nie sposób oczekiwać efektów po zaledwie kwartale działalności – z rozbrajającą szczerością przyznają służby prasowe resortu.
– Jeżeli minister Andruszkiewicz nie podjął przez sto dni żadnych merytorycznych decyzji to jest na fikcyjnym stanowisku – w rozmowie z „Super Expressem” komentuje Rzepecki. – Najwyraźniej powstało, żeby zaspokoić ambicje i potrzeby pana posła – dodaje polityk.