Marek Biernacki

i

Autor: MICHAL NIWICZ Marek Biernacki

Były szef MSWiA krytykuje ostatnie działania policji. "To niedopuszczalne"

2020-11-25 7:20

Zatrzymywanie dziennikarza czy fotoreportera w czasie pracy jest wyraźną nadgorliwością. Nieważne jaki to dziennikarz, dla jakiego medium pracuje, ma prawo być na takiej demonstracji i wykonywać swoją pracę. Na tym polega demokracja i tego prawa trzeba bronić, a nie stosować je wybiórczo - mówi w rozmowie z "Super Expressem" Marek Biernacki, były szef MSWiA, poseł Koalicji Polskiej.

„Super Express”: - W poniedziałek policja zatrzymała w czasie demonstracji Strajku Kobiet fotoreporterkę „Gazety Wyborczej”, w trakcie wykonywania obowiązków służbowych, choć pokazała swoją legitymację prasową. Policja tłumaczy, że naruszyła nietykalność cielesną funkcjonariusza, bo miała specjalnie świecić mu w oczy fleszem aparatu. To czysty absurd, czy jako dziennikarz czepiam się, broniąc koleżanki z mediów?

Marek Biernacki: - Samo zatrzymanie było absolutnie niedopuszczalne. Jeżeli wobec fotoreporterki pojawiły się ze strony funkcjonariuszy uwagi, to można było ją spisać, sfotografować legitymację prasową i rozpocząć postępowanie w trybie wykroczenia lub skierować sprawę do sądu. Wystarczyła taka procedura. Nie było zupełnie potrzeby, by ją zatrzymywać.

- Da się w ogóle zachowanie policji w tej sytuacji usprawiedliwić, nawet jeśli przyjmiemy, że umyślnie i złośliwie fleszem świeciła funkcjonariuszowi po oczach.

- Zatrzymywanie dziennikarza czy fotoreportera w czasie pracy jest wyraźną nadgorliwością. Nieważne jaki to dziennikarz, dla jakiego medium pracuje, ma prawo być na takiej demonstracji i wykonywać swoją pracę. Na tym polega demokracja i tego prawa trzeba bronić, a nie stosować je wybiórczo.

- Ale też sytuacja z fotoreporterką „Gazety Wyborczej” to nie pierwsze dyskusyjne zachowanie policji w ostatnich tygodniach. Widzi pan jakiś głębszy problem, którą dotknął tę formację?

- Rzeczywiście, mamy w ostatnim czasie nasilenie protestów i demonstracji – od rolników, przez antycovidowców i narodowców, po Strajk Kobiet – w czasie których można zadać sobie kilka pytań na temat pracy policji. Czasami policja nie reaguje w ogóle, czasami działa niewspółmiernie ostro, a w każdym przypadku powinien być stosowany jeden szablon zachowań. Po co na przykład były stosowane ścieżki zdrowia i pałowanie dziennikarzy w czasie Marszu Niepodległości? To całkowicie niezrozumiałe i siłą rzeczy musi skończyć się spadkiem zaufania do policji, które rosło nieprzerwanie od czasu rozbicia mafii pruszkowskiej.

- Z czego, pana zdaniem, ta niespójność i niewspółmierna brutalność może wynikać?

- Przede wszystkim ze złego zarządzania policją. Nie wiem, jak można było wpaść na to, żeby wysłać do zabezpieczania Strajku Kobiet antyterrorystów z jednostki BOA? Przecież to nie jest jednostka, która nadaje się to takiego zadania. Co więcej, wysłanie jej na ulice naraziło pracujących w nich funkcjonariuszy na dekonspirację. Ktoś te decyzje podjął.

- Ryba psuje się od głowy?

- Jest kilka elementów. Po pierwsze, odkąd Jarosław Kaczyński objął funkcję wicepremiera ds. bezpieczeństwa, nadzór nad policją stał się chaotyczny i nie wiadomo, kto tak naprawdę za niego odpowiada. Idąc dalej, osoby zarządzające policją – nawet na poziomie powiatów – bardzo często są politycznymi nominantami, zweryfikowanymi tylko pod kątem tego, czy nie miały nic wspólnego z jedną ekipą rządową. A i sami funkcjonariusze trafiają do policji w wyniku selekcji negatywnej. Coraz mniej jest chętnych do pracy w policji, więc siłą rzeczy nie wybiera się najlepszych, ale tych, którzy się zgłoszą. Potem kończy się to wszystko tak, jaki widzimy w ostatnich tygodniach.

Rozmawiał Tomasz Walczak