Broniarz o zachowaniu Czarnka: "Nic bardziej infantylnego nie mógł wymyślić"
Trudno to nazwać sporem, bo od długiego czasu trwa prawdziwa batalia między Związkiem Nauczycielstwa Polskiego a Ministerstwem Edukacji i Nauki. Chodzi o niewypełnione przez MEN postulaty ZNP. Choć potyczek słownych między prezesem związku a ministrem edukacji nie brakuje, to okazuje się, że widzieli się tylko raz. Przemysław Czarnek utrzymuje przy tym, że chciał podwyżek i zmiany statusu zawodu nauczyciela, Sławomir Broniarz jest innego zdania. W rozmowie z "Super Expressem" szef ZNP podkreśla, że płaca nauczycieli to niejedyny problem polskiej oświaty.
Super Express: Czy Związek Nauczycielstwa Polskiego czuje się pominięty przez resort edukacji?
Sławomir Broniarz: - Sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana, niżeli sprowadzałaby się do lekceważenia. Tu nie chodzi tylko o sytuację zawodową nauczycieli. Chodzi o jakość polityki edukacyjnej i to, co, dzieje się w ostatnich latach, a uderza nie tyle i nie tylko w nauczycieli. Tyczy się to również uczniów. Jeżeli mówimy o problemie, który dotyka naszego środowiska, to nie możemy tego problemu zawężać do oświaty. Wydaje się również, że szkolnictwo wyższe także ma powody do tego, żeby protestować i domagać się zwiększenia płac. Dotyka to też młodych pracowników naukowych. Minister Przemysław Czarnek bagatelizuje, żeby nie powiedzieć ironizuje, z problemu niedoboru nauczycieli. Być może ignoruje tę sytuację. Rozumiem, że można ignorować poglądy ministra, ale nie można ignorować problemu. Nie można ze spokojem przejść do twierdzenia, że brakuje jednego nauczyciela, więc damy radę. To kliniczny przykład niekompetencji ministra. Brak jednego nauczyciela w szkole, szczególnie w grupie przedmiotów zawodowych, eliminuje nauczanie danego zawodu sporej grupy uczniów. Nawet jeśli mamy do czynienia ze szkołą podstawową, to brak jednego polonisty jest problemem dla uczniów, których ten potencjalny nauczyciel miał nauczać, a do nich nie przyjdzie.
- Jak wyglądać będą protesty nauczycieli? Czy wyjdą na ulicę?
- Nie. Protest ten będzie miał nieco inny charakter. Zaczniemy od informowania przede wszystkim rodziców o rzeczywistych problemach w polskiej szkole. Dla rodzica pensja nauczyciela może być nieistotna. Gdy w grę wchodzi brak pedagoga czy psychologa to sprawia, że dziecko nie otrzyma tego, co szkoła powinna mu dać. Niski poziom wynagradzania nauczycieli to jest dramatyczna sytuacja. Minister edukacji ogłosił, że dostaniemy 9 proc. podwyżki, ale od stycznia, jeśli w ogóle będzie to będzie możliwe do zrealizowania. W tym roku pensja nauczycieli najstarszych, a jest ich najwięcej w kraju, nie wzrosła nawet o złotówkę. Przekłada się to na tzw. lukę pokoleniową. W szkolnictwie wyższym i oświacie jest przeskok. Jest mnóstwo starszych nauczycieli, ale brak na korytarzach młodych pedagogów. Dlaczego nie jest to istotne dla polityków? Nie możemy w ramach przyzwolenia przechodzić do porządku dziennego, mówiąc, że edukacja jest problemem ministra.
- Minister Czarnek wielokrotnie komunikował, że na spotkaniach z MEN brakuje prezesa Związku Nauczycielstwa Polskiego i stąd może wynikać niedoinformowanie o propozycjach resortu edukacji dla nauczycieli. Co pan na to?
- Nic bardziej błędnego, nic bardziej błędnego i infantylnego minister nie mógł wymyślić. Organizacja licząca 200 tys. osób jest w stanie oddelegować ze swojego grona tych, którzy będą jak najbardziej kompetentni w tym zakresie. Wychodzę z założenia, że ktoś za mnie może zrobić to lepiej. To nie ja ustaliłem te zasady. Za różne obszary działalności związkowej odpowiadają różni ludzie. Minister Czarnek też nie we wszystkich spotkaniach uczestniczy. Podobna uwaga padła w grudniu ubiegłego roku, że nie przychodzę na spotkania. Nie jestem członkiem zespołu ds. statusu zawodowego i nie chodzę na te rozmowy. Skoro minister edukacji powiedział 7 grudnia, że chciałby mnie zobaczyć, postanowiłem skontaktować się z sekretariatem ministra. Robiłem to pięciokrotnie. Próbowałem umówić się pięć razy. Za każdym razem, za pośrednictwem sekretarki, mi odmawiano. Spotkaliśmy się jednie w październiku 2021 roku i to było pierwsze - i póki co jedyne - nasze zetknięcie na żywo.
- Czy w przyszłości się to zmieni i będzie się pan pojawiał się na takich zgromadzeniach?
- Nie może być tak, że to minister edukacji będzie wyznaczał osobę, która będzie reprezentowała stronę związkową. Jeżeli prezydium zarządu głównego dokona wymiany w składzie zespołu, to nie widzę przeciwwskazań. Nie ma powodu aby osoby w pełni przygotowane nie mogły reprezentować związku w negocjacjach. W grudniu pan minister powiedział, że jest możliwość spotkania między świętami, ale zapomniał powiedzieć, którymi świętami. Od ostatniego (spotkania - red.) minęły 262 dni. Niech minister nie zajmuje się tym, kto reprezentuje związek, tylko rzeczywiście tym, co do jego kompetencji należy oraz jakością polityki edukacyjnej, która jest na dnie.