"Super Express": - Były doradca Władimira Putina Andriej Iłłarionow w rozmowie z naszą gazetą nie tylko twierdzi, że to tzw. prorosyjscy separatyści zestrzelili malezyjskiego boeinga, ale wręcz zrobili to na rozkaz wydany na szczytach rosyjskiej władzy. Wierzy pan, że Putin mógł się do tego posunąć?
Borys Niemcow: - Wierzę, że boeing został zestrzelony przez prorosyjskich separatystów. Wierzę, że system Buk, którym tego dokonano, został sprowadzony z Rosji. Ta wiara oparta jest na faktach, które są nam dostępne. Nie wierzę jednak, że ktoś mógł planować zestrzelenie pasażerskiego samolotu. Celowy zamach można by brać pod uwagę, jeśli miałby szansę przynieść Kremlowi jakieś korzyści.
- Iłłarionow twierdzi, że pozwoli to Putinowi doprowadzić do zawieszenia broni na Ukrainie, usankcjonowania zdobyczy separatystów i zamrożenia konfliktu, co w obliczu narastającej presji armii ukraińskiej miałoby być dla Kremla bardzo korzystne.
- Nie sądzę, żeby w głowie Putina czy kogokolwiek w jego otoczeniu zrodził się tak szatański plan. Wystarczy zwykła kalkulacja zysków i strat, żeby przekonać się, że Kremlowi coś takiego zupełnie się nie opłaca. Jedyne, co przez zestrzelenie malezyjskiego boeinga zyskały władze Rosji, to wściekłość Zachodu. W tym momencie postrzega go się tam jako zbrodniarza, wobec którego trzeba zastosować jak najostrzejsze środki. To wszystko tylko pogłębi jego izolację na arenie międzynarodowej. Nikt z zachodnich przywódców nie będzie chciał być widziany w jego towarzystwie. Został de facto wyklęty przez cały zachodni świat.
- Czyli jednak, jak utrzymuje amerykański wywiad, doszło do pomyłki?
- Tak, wszystko wskazuje na to, że doszło po prostu do omyłkowego zestrzelenia, choć nie oznacza to, że można w jakikolwiek sposób usprawiedliwiać terrorystów, którzy wystrzelili w rejs z Amsterdamu rakiety.
- Jak pan myśli, co się działo na Kremlu, kiedy dotarła do nich informacja o tym, co się stało na Ukrainie?
- Zapanowała nawet nie nerwowość, ale wręcz panika. Dowodem na to, w jaki popłoch wpadli Putin i jego zausznicy, jest to, że Władimir Władimirowicz zdecydował się na nocne orędzie do narodu. Przecież kto to widział, żeby cokolwiek zmusiło go do czegoś takiego! Ta histeria znalazła też swoje odbicie w kremlowskiej propagandzie. Non stop pojawiają się kolejne wersje wydarzeń, w których zrzuca się winę na Ukraińców. W telewizji co chwila występują jacyś śmieszni generałowie, którzy tłumaczą, jak działania bojowe armii ukraińskiej doprowadziły do tej tragedii. To nagromadzenie kłamstw i powtarzanie od rana do nocy pokazuje stan ducha kremlowskiej wierchuszki.
- Ta panika może doprowadzić do ograniczenia działań Rosji na wschodniej Ukrainie, żeby jakoś odsunąć od siebie wszelkie podejrzenia?
- W żadnym razie. Putin dalej będzie pomagał bandytom, którzy na tym obszarze grasują. On po prostu nie chce rozwiązać problemu. Zależy mu na tym, żeby chaos na Ukrainie trwał, i jego zapowiedzi, że trzeba uspokoić sytuację, można włożyć między bajki. To doprowadziłoby tylko do spokojnego dryfowania tego kraju ku Zachodowi, a Putin nie dopuszcza myśli, że mogłoby się tak stać. Uważam, że byłoby to zagrożenie dla Rosji i jego modelu władzy opartej na rządach żuli, złodziei i drani. Nie odpuści też okazji, żeby zemścić się na Ukraińcach, że ważyli się zrobić rewolucję, która de facto była wymierzona w niego.
- Unia Europejska zapowiada sankcje wobec Rosji. Podobno tym razem dużo bardziej bolesne niż do tej pory. Pana zdaniem zdobędzie się na to?
- Putin ma szczęście, że Zachód jest na tyle słaby w swojej woli, aby go ukarać, iż nie będzie chciał stosować wobec niego ostrych środków. Niestety, potwierdza to opinię Putina o Zachodzie, że ten jest mizerny i niezdolny do żadnego działania. A jemu w to graj.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail
Czytaj: Władimir Putin: "Wróg publiczny numer jeden zachodu". 10 rzeczy, których o nim nie wiedziałeś